20043012
20043012


– Najważniejsze, że nie pada. Dni są zagospodarowane i obozowicze nie nudzą się – mówi komendant obozu Andrzej Bieda.Obóz trochę przypomina lekcje przysposobienia obronnego w praktyce. Ale tylko trochę, bo nie ma mowy o ocenach, odpytywaniach i uwagach w dzienniczkach za nieusprawiedliwione nieobecności. Tu wszystko było zabawą, do której młodzi ludzie chętnie się garnęli.– Akurat wczoraj szliśmy do Kędzierzyna-Koźla. Wyruszyliśmy przed dziesiątą rano i po ponad sześciu godzinach byliśmy na miejscu. 38 km – daleko, ale było super. Nocowaliśmy pod chmurką, musieliśmy jednak przenieść się do strzelnicy, bo padało. Następnego dnia strzelanie bojowe i powrót – opowiada Arleta, z którą rozmawiałem w miniony czwartek, dwa dni przed zakończeniem obozu.Obóz miał charakter wypoczynkowo-szkoleniowy, czyli przede wszystkim rekreacja, potem ćwiczenia. Szkolenie odbywa się z zakresu terenoznawstwa, strzelectwa, pierwszej pomocy i surwiwalu, czyli umiejętności przeżycia samemu w terenie. Uczestnicy wybierali zakresy szkolenia i tym samym trafiali do konkretnych patroli. Grupa surwiwalowa składała się z młodzieży wysportowanej, odważnej. Ale też zadania stawiane przed nią wymagały przedsiębiorczości, pomysłowości, a przy tym siły i zręczności. Już samo nocowanie w lesie łączyło się ze zbudowaniem szałasu i zadbaniem o wikt.– W lesie pojawiły się żywe kury i świeże ryby. Dla młodego człowieka kurczak jest zafoliowanym kawałkiem mięsa kupowanym w sklepie. Mało kto kojarzy go z gdaczącym ptakiem z piórami, pazurami i wnętrznościami. Surwiwalowcy chcąc zjeść kurę, musieli ją wypatroszyć, oczyścić z piór, dopiero potem upiec – opowiada ze śmiechem Zbigniew Lech, zastępca komendanta.Surwiwal to również wspinaczki, zjazdy na linie nad rzeką, penetrowanie byłych wojskowych koszar itd. Podobnych akcji jest więcej. Szkolenie z pierwszej pomocy może się odbywać w nocy. Jest pozorowany alarm, że w lesie rozbił się samolot i jego załoga potrzebuje opieki medycznej. Obozowicze „grający” rannych są charakteryzowani: niby krwawią, z kończyn wystają im połamane kości. Komendant opowiada, że jeden z chłopaków ma szczególny talent do wykonywania pozorowanych obrażeń. Używa do tego kredy, gipsu, farb, szminek, bandaży, itd. Dwa lata temu jeden „poszkodowany” miał tak przekonującą charakteryzację, że komendantce zrobiło się słabo. Zresztą zabaw ze zmianą wyglądu jest więcej. Podczas maskowania się obozowicze malują twarze na czarno i zielono, pokrywają gałązkami z liśćmi i potem próbują wtopić się w otoczenie.Interesujące zajęcia wiążą się z terenoznawstwem. Tutaj trzeba bardziej popracować głową, wykazać się znajomością topografii, nawet geografii i fizyki. Pluton terenowy m.in. miał za zadanie z kompasem w ręku dotrzeć do konkretnych punktów zaznaczonych na mapie. Każdy obóz kończy się biegiem przełajowym z niespodziankami. Trzeba trafić do wyznaczonych punktów, gdzie czekają specjalne zadania do wykonania, np. pomoc poszkodowanym w wypadku drogowym. Wieczory zarezerwowane są na konkursy, dyskoteki, seanse kinowe.Życie obozowe toczy się wg regulaminu. Pobudka o siódmej rano, gimnastyka, śniadanie, szkolenie, czas wolny, obiad, sjesta, szkolenie, czas wolny, kolacja, wieczorne zabawy, cisza nocna od g. 22. Obozowicze na zmianę pełnią warty przez całą dobę.– Tu nie ma kiedy się nudzić. To nie są kolonie, gdzie idzie się nad bajorko i leniuchuje. Polowe warunki są super, tak nam się podoba! W przyszłym roku też tu przyjedziemy – zapowiada Ania z Tychów.

Komentarze

Dodaj komentarz