Poratowali w biedzie


Rafineria Trzebinia, której prezesem jest mieszkaniec Jastrzębia, kupiła dla lecznicy wart 55 tys. zł artroskop niezbędny przy operacyjnym leczeniu stawów kolanowego, barkowego, łokciowego i skokowego. Przed dwudziestu laty ówczesny szpital górniczy był jedną z pierwszych placówek w Polsce, do których artroskop trafił. Ostatnie używane na oddziale ortopedycznym urządzenie po prostu się zużyło i od ponad miesiąca zabiegi operacyjne wymagające jego użycia nie były w jastrzębskim szpitalu wykonywane. Pacjentów, zgodnie z instrukcjami ministra zdrowia, odsyłano do innych placówek. Zapotrzebowanie na zabiegi z wykorzystaniem aparatury artroskopowej jest stosunkowo duże i można by ich wykonywać w szpitalu nawet 50 miesięcznie. Niestety przeprowadzenie tak dużej ilości operacji jest niemożliwe głównie ze względu na starzejący się sprzęt. By artroskop mógł być wykorzystywany przy tak dużej liczbie zabiegów, potrzebne byłoby odpowiednie urządzenie do jego sterylizowania – tzw. sterylizatornia niskotemperaturowa. Ta, którą obecnie dysponuje szpital, działa zbyt wolno.– Wciąż borykamy się z problemem starzejącego się sprzętu. Na szczęście znalazł się ktoś, kto wyratował nas z biedy. Niestety pacjenci są biedni, a ludzi bogatych chcących zrobić coś dla innych jest niewielu – komentuje Andrzej Tomczak, ordynator oddziału ortopedii.Drugie urządzenie służące z kolei do monitorowania nerwów w czasie zabiegów chirurgicznych trafiło do szpitala w Jastrzębiu dzięki pomocy działającej tu już od dziesięciu lat Fundacji Ochrony Zdrowia i Pomocy Społecznej. To fundacja zebrała większą część potrzebnej kwoty (ponad 40 tys. zł), a szpitalne oddziały neurochirurgii i laryngologii z pomocą swoich sprawdzonych sponsorów uzbierały resztę. Urządzenie umożliwia przeprowadzanie operacji bezpiecznych dla pacjentów.– Często w czasie operacji nie widać nic poza guzem, w którym gdzieś jest wtopiony nerw, który musimy zachować. Urządzenie pozwala nam go zlokalizować. Do tej pory musiała nam wystarczać znajomość anatomii, ale przecież choroba deformuje czasem organizm i zdarzało się, że poruszaliśmy się zupełnie po omacku – przyznaje Tomasz Wysokiński, ordynator oddziału neurochirurgii Szpitala Wojewódzkiego w Jastrzębiu. Naruszenie czy zniszczenie nerwu może mieć przykre konsekwencje. W przypadku nerwów twarzy może się skończyć na niegroźnym w skutkach defekcie kosmetycznym, polegającym np. na opadnięciu kącików ust, ale gdyby uszkodzono nerwy odpowiedzialne za mowę czy oddychanie, skutki byłyby bardzo poważne, nie wspominając już o ewentualnych pretensjach czy nawet roszczeniach samych pacjentów.Z pomocą tego swoistego radaru do nerwów przeprowadzono już w tutejszej lecznicy pierwsze zabiegi chirurgiczne, głównie guzów mózgu. Z urządzenia, które posiada specjalną przystawkę do nerwu krtaniowego wstecznego odpowiedzialnego za struny głosowe, czyli aparat mowy, będą korzystać lekarze aż z trzech oddziałów: neurochirurgii, laryngologii i chirurgii ogólnej.Niestety na podarowanych dopiero co urządzeniach lista potrzeb szpitala się nie kończy. W bloku operacyjnym znanej jastrzębskiej neurochirurgii jest potrzebny monitor rtg., wykorzystywany m.in. do nastawiania po urazach kręgosłupa. Stary monitor co rusz „reanimowany” przez szpitalnych techników nie zawsze działa prawidłowo, narażając czasem operujących lekarzy na niepotrzebną dawkę promieniowania.

Komentarze

Dodaj komentarz