Czy pagórków, które uchodzą za pamiątkę po potopie, nie należy raczej wiązać z przemarszem wojsk króla Jana III Sobieskiego? Być może!
Część swojej teorii na ten temat wyraziłam w poprzednim odcinku tego cyklu. Dziś ciąg dalszy. Jak już napisałam, w drodze powrotnej spod Wiednia zmarło dwóch ważnych ludzi z królewskiego orszaku. Wątpliwe, by pogrzebano ich w obrębie murów. Żorscy mieszczanie mogli skutecznie sprzeciwić się pochówkowi obcych na cmentarzu, obok jednego z kościołów (były ich dwa). Wtedy świątynie na terenie miast były bowiem własnością mieszczan i rada miała wpływ nawet na to, kto zostanie proboszczem.
Teraz argument trzeci – zmarli mogli być innowiercami, a ich zawsze chowano poza murami. Jestem przekonana, że pogrzebano ich już po odejściu wojska, a miejsce, gdzie dziś znajdują się kopce szwedzkie (zastanawia ich parzysta liczba), byłoby odpowiednie. Leży niedaleko drogi królewskiej biegnącej w kierunku Krakowa i przy lokalnej szosie prowadzącej bardziej na północ, w kierunku pobliskich Woszczyc. Poza tym obok przebiegała granica między wsią Palowice a polami i lasami należącymi do Żor. Potwierdza to ustawienie tam krzyża (po lewej stronie, idąc od miasta)
Tereny takie jak to rozstaje były często traktowane jako niczyje bądź sporne, dlatego nie trzeba było nikogo prosić o zgodę na pochówek. Poza tym w ustnej tradycji to miejsce jest kojarzone jako grób żołnierza (Szweda). Tzw. potop szwedzki (1655-1660) i odsiecz wiedeńską (1683) dzieli zaledwie ponad dwadzieścia lat, więc w mentalności ludowej taka różnica mogła się zatrzeć. Wreszcie argument czwarty – mieszkańcy Żor nie czuli więzi z przechodzącym wojskiem. Było polskie, a więc obce ludności podległej monarchii habsburskiej. Żołnierzom jako pogromcom Turków spod Wiednia należał mu się szacunek i pomoc (głownie w postaci żywności i obroku dla koni), która choć krótkotrwała, nadwerężyła znacznie zasoby mieszkańców okolicy. Nie poprawiało to ich notowań w oczach miejscowych.
Zastrzegam się, że jest to wyłącznie moja hipoteza, a co do jej wiarygodności powinni wypowiedzieć się historycy albo archeolodzy. Na pewno znajdą się przeciwnicy tej teorii, który nie zostawią na mnie suchej nitki. Przypomnę tu jednak historię Heinricha Schliemanna, który szukając Troi, w znacznej mierze opierał się na eposie Homera, rozkopując pagórek leżący kilka kilometrów od Morza Śródziemnego. Ówcześni archeolodzy uznali go za wariata, jednak czas zweryfikował ich poglądy.
Dodam, że w naszej okolicy (Żory, Woszczyce, Królówka) istnieje kilka opowieści o Janie III Sobieskim, są to zapewne reminiscencje przemarszu jego wojsk. Choć niektórzy z opowiadających twierdzili, że dotyczą one wydarzeń wcześniejszych, to w latach międzywojennych przypisano je polskiemu królowi. Za tą drugą opcją przemawia to, że historie te w większości słyszałam od osób, które w okresie międzywojnia chodziły do szkoły. Kiedyś natknęłam się na kartkę pocztową z początku XX wieku, na której żorski dąb maryjny (z niemieckiego Marien Eiche) nazwano dębem cesarskim (Kaiser Eiche). Tak naprawdę nie wiadomo, kto ma związek z dębem: Jan III Sobieski, któryś z jego dowódców czy może tylko kupiec, któremu udało się ujść z rąk zbójców. Nie jest też wykluczone, że dąb posadzono na pamiątkę Fryderyka II Wielkiego (króla Prus) lub któregoś z jego następców, którzy nosili już tytuły cesarzy Niemiec.
Komentarze