Gimnazjum nie z tej reformy


Szkoła dwujęzyczna to taka, w której są dwa języki wykładowe; w tym przypadku lekcje biologii i geografii są prowadzone w języku angielskim. W maju 2003 dyrekcja I LO zwróciła się do prezydenta miasta o zgodę na utworzenie jednego oddziału gimnazjum dwujęzycznego. Prezydent zgodził się ostatecznie na otwarcie dwóch oddziałów, co było efektem dużego „popytu” na tego typu szkołę.W tym roku o przyjęcie do dwujęzycznego gimnazjum starało się 149 absolwentów szkół podstawowych. Do dwóch pierwszych klas przyjęto 64 najlepszych. Rodzice, których latorośle z powodu braku miejsc nie dostały się, są niepocieszeni: chcą, by ich dzieci uczyły się w jak najlepszym gimnazjum, i miasto powinno im to umożliwić, zwłaszcza że szkoła ma takie możliwości. „Utworzenie dodatkowej klasy to danie szansy kilkudziesięciu dzieciom na to, że będą kształcone przez kadrę nauczycielską o najwyższych kwalifikacjach zawodowych (...) Nasze dzieci zasługują na to na pewno, o czym świadczą ich bardzo dobre wyniki, jak i wysoka punktacja z testu kończącego szkołę podstawową” – napisali do prezydenta miasta na początku sierpnia. Pierwsze pismo w sprawie otwarcia dodatkowej klasy wystosowali już na przełomie czerwca i lipca, zaraz po ogłoszeniu wyników naboru.Inaczej patrzą na ten problem przedstawiciele wydziału edukacji urzędu miasta i sam prezydent. W swojej pieczy mają całą sieć szkół podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Jedna niefortunna decyzja może w tym systemie wprowadzić spore zamieszanie.Samo funkcjonowanie dwujęzycznego gimnazjum tworzącego wraz z jednym z dwóch najlepszych w mieście publicznych ogólniaków zespół szkół bywa krańcowo postrzegane. Jest rzeczą oczywistą, że skoro po egzaminie z języka angielskiego przyjęto do niego mniej niż połowę kandydatów, to gimnazjum cieszy się opinią szkoły w pewnym sensie elitarnej, a wielu rodziców traktuje je jak przedsionek renomowanego liceum, choć jego absolwenci będą poddani normalnej procedurze rekrutacyjnej i będą mogli wybrać sobie każdą inną szkołę ponadgimnazjalną.W obecnym systemie gimnazjaliści są objęci tzw. obowiązkiem szkolnym. W praktyce oznacza to, że gimnazjum, tak jak wcześniej szkołę podstawową, muszą ukończyć wszyscy młodzi Polacy. Każde publiczne gimnazjum ma więc swój obwód, z którego uczniowie powinni się w nim uczyć. Jedynym wyjątkiem jest gimnazjum dwujęzyczne, dla którego obwodem jest całe miasto. Opinie nauczycieli o gimnazjach są raczej zgodne – to najtrudniejsze szkoły. Uczy się w nich młodzież w najgorszym do nauczania wieku. Można pięknie mówić o naszej dobrej młodzieży i wyzwaniach, z którymi nauczyciel z powołaniem powinien się zmierzyć, ale realia są mniej górnolotne. Dla wielu nauczycieli, zwłaszcza szkół osiedlowych, praca w gimnazjum to prawdziwa udręka. Nieżyciowe przepisy sprawiają, że są często bezradni wobec negatywnych zachowań uczniów. Głównie dlatego funkcjonowanie dwujęzycznego gimnazjum, do którego co roku trafia 64, jeśli nie najlepszych, to bardzo dobrych absolwentów szkół podstawowych z danego rocznika, wzbudza takie kontrowersje.– W szkole zawsze lepsi uczniowie ciągną w górę tych słabszych. Jak mamy mieć dobre wyniki nauczania, skoro zabiera się nam najlepszych pierwszoklasistów? Też chciałabym mieć w swojej szkole samych uczniów ze świadectwami z czerwonym paskiem, ale prowadzę szkołę obwodową i jak przychodzi do pierwszej klasy absolwent podstawówki, który ma kłopoty z czytaniem, to muszę go przyjąć. Dobrze być szkołą twórczą, a reszta niech się męczy z uczniami przeciętnymi. Jak w takiej sytuacji mamy budować renomę naszych szkół? Funkcjonowanie tego gimnazjum negatywnie odbije się na wynikach osiąganych przez inne miejskie gimnazja. Jedynym wyjątkiem będą chyba tylko rozgrywki sportowe – twierdzi dyrektorka jednego z publicznych rybnickich gimnazjów.– Tworzenie szkół elitarnych nie jest zadaniem miasta. Poza tym w polskim systemie oświaty nie ma selekcji na etapie gimnazjum, a dopiero na etapie szkoły ponadgimnazjalnej. „Powstańcy” zawsze kombinowały, co zrobić, by pozbierać tych lepszych kandydatów „Hance” (obecnie II LO im. A. Frycza-Modrzewskiego) i w końcu wymyślili. Lepiej byłoby, gdyby takie dwujęzyczne klasy powstały przy którymś z istniejących gimnazjów – komentuje jeden z doświadczonych dyrektorów szkoły podstawowej.– Zgodnie z ubiegłorocznymi ustaleniami występowaliśmy o utworzenie dwóch pierwszych klas. Inicjatywa otwarcia trzeciej pierwszej klasy wyszła od rodziców. Gdyby prezydent zgodził się, ta dodatkowa klasa na pewno by się w naszej szkole zmieściła. Jako dyrektor szkoły cieszę się, że rodzice chcą, by ich dzieci do niej chodziły. Po roku funkcjonowania tego gimnazjum mogę powiedzieć, że wyniki osiągane przez jego uczniów są bardzo dobre. To nie był eksperyment, bo przy szkołach skupionych w Towarzystwie Szkół Twórczych, do którego od lat należymy, takie dwujęzyczne gimnazja powstają. My zabiegaliśmy o to od trzech lat. To propozycja dla wszystkich młodych ludzi, a różne uwarunkowania sprawiają, że możemy otworzyć tylko dwie klasy – i cieszymy się, że są dwie. Dziś każda szkoła może poszukać własnej oferty edukacyjnej. Skoro kandydatów do tego gimnazjum było dwa razy więcej niż przed rokiem, to tylko dobrze świadczy o naszej szkole. Praca z uczniami zdolnymi wcale nie jest łatwiejsza, bo oni są dociekliwi, niepokorni i mobilizują nauczycieli do maksymalnego wysiłku. Muszą być szkoły dla młodzieży uzdolnionej i dla młodzieży trudnej, a nauczyciel musi pracować i tu, i tu. Nie możemy stopniować, że tu pracuje on lepiej, a tu gorzej, że ta szkoła jest lepsza, a ta gorsza – mówi Tadeusz Chrószcz, dyrektor Zespołu Szkół im. Powstańców Śl.– Podobnie wygląda nabór do liceów czy na uczelnie wyższe. Trzeba gdzieś postawić granicę i nie wszyscy mogą dostać się do najlepszych szkół – mówi Tadeusz Szostok, naczelnik wydziału edukacji rybnickiego magistratu. – Sterujemy siecią szkół w mieście i nie możemy tego puścić na żywioł. Ustawa o systemie oświaty nakłada na nas obowiązek zatwierdzenia tzw. arkuszy organizacyjnych poszczególnych szkół do końca maja. Znając liczebność kolejnych roczników uczniów, ustalamy, ile będzie oddziałów w poszczególnych szkołach. Wtedy kończy się też praktycznie ruch kadrowy nauczycieli. Zgodnie z Kartą nauczyciela możemy się wtedy porozumieć z nauczycielem w sprawie jego zatrudnienia, np. w innej szkole czy w mniejszym wymiarze godzin. W sierpniu jest już na to za późno, bo Karta nauczyciela narzuca nam konkretne terminy. Rodzice powiedzą: „co to jest otwarcie jednego, dodatkowego oddziału?”, ale jako wydział edukacji musimy zadbać o równe reguły gry wobec wszystkich szkół i wszystkich nauczycieli. Otwarcie dodatkowej klasy w gimnazjum dwujęzycznym spowodowałoby zmniejszenie liczby uczniów w kilku czy kilkunastu innych klasach gimnazjalnych w innych szkołach. Subwencja oświatowa z budżetu państwa jest w taki sposób naliczana, że spowodowałoby to wzrost kosztów funkcjonowania innych gimnazjów. Argumenty ekonomiczne nigdy nie były dla nas najważniejsze, ale trudno nie brać ich też pod uwagę.Jak widać, każda ze stron ma swoje racje i całkiem sensowne argumenty. Pytanie zasadnicze dotyczy chyba etapu, na którym w szkolnictwie publicznym powinny obowiązywać swoiste prawa wolnego rynku. W przypadku szkół niepublicznych sytuacja jest klarowna – rodzice dzieci płacą, decydują i wymagają. W publicznym czy państwowym szkolnictwie jest zupełnie inaczej.

Komentarze

Dodaj komentarz