20044003
20044003


W mistrzostwach wzięło udział 87 ekip z Polski, ale również z Izraela, Słowacji, Grecji i Niemiec. Wśród rywali byli m.in. ratownicy z wodnego, górskiego i tatrzańskiego pogotowia ratunkowego. By dobrze wypaść w tym doborowym towarzystwie, czteroosobowa ekipa z rybnickiego szpitala, która na co dzień nie zawsze pracuje ze sobą, ćwiczyła już od czerwca. Szkolił ich Krzysztof Paruzel, kierownik działu pomocy doraźnej istniejącego przy rybnickim szpitalu wojewódzkim. Czteroosobowa drużyna, którą tworzyli: lekarz, przyszły anestezjolog Bartosz Poloczek, ratownik medyczny Michał Hofman, pielęgniarka Beata Chwedczuk i kierowca-ratownik Czesław Szulik, ćwiczyła różne warianty akcji ratunkowych. Zmieniały się warunki, rodzaje wypadków i obrażenia poszkodowanych.– Cała sztuka polega na tym, by się dobrze zorganizować, by przyjeżdżając na miejsce, każdy z nas wiedział, co ma robić i za jaki sprzęt odpowiada – mówi Michał Hofman. Swą przygodę z ratownictwem rozpoczął od Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, potem ukończył ratownictwo medyczne w rybnickim Medycznym Studium Zawodowym. Dziś pracuje w dziale pomocy doraźnej i studiuje w Śląskiej Akademii Medycznej na wydziale ratownictwa medycznego.Czterodniowe zmagania ratowników rozpoczęły się od testu teoretycznego. Drugiego dnia po dwie osoby z każdego zespołu przeprowadzały reanimację pacjenta. Wyniki tej konkurencji były bardzo precyzyjne, bo reanimowany fantom był podłączony do komputera i wyłapywał nawet najmniejszy błąd. Dwa dni i jedną noc zajęły ratownikom już zadania praktyczne, czyli wyjazdy do konkretnych przypadków. Organizatorzy mistrzostw przez blisko rok zbierali z całej Polski interesujące przypadki akcji ratunkowych, by w czasie mistrzostw z najtrudniejszymi z nich zmierzyli się ratownicy walczący o miano najlepszych.Każda z ekip interweniowała w dziesięciu różnych przypadkach. Rybnickich ratowników wzywano m.in. do wypadku rowerzysty na górze Jaworzynie, do spadochroniarza, który wylądował na linii wysokiego napięcia, a także do wypadku drogowego, gdy siedmiu młodych ludzi, wracając samochodem nocą z dyskoteki, zjechało z jezdni.Zespoły ratowników sprawdzano na wszystkie sposoby. Jedno z wezwań ekipa z Rybnika otrzymała w czasie, gdy jeden z jej członków, Michał, brał udział w testach sprawnościowych i pokonywał właśnie tzw. most linowy. Nie mieli wyjścia, musieli sobie radzić w trzyosobowym składzie. Wśród zadań, które im przydzielono, były i sytuacje „nadzwyczajne” jak bijatyka w sklepie czy wypadek na festynie, gdy jednemu z uczestników pokazów walk rycerskich wysiadł rozrusznik serca. Akcję ratunkową trzeba było rozpocząć od wydobycia pacjenta ze zbroi.Jurorzy skrupulatnie oceniali wszystkie elementy przeprowadzanych akcji. Wysoko punktowana była współpraca zespołu z innymi służbami, np. strażakami czy policją.Rybniccy ratownicy spisali się znakomicie i zwyciężyli w klasyfikacji zespołów reanimacyjnych, zostawiając w pokonanym polu zespół z Olsztyna i ratowników z Izraela, cieszących się opinią najlepszych na świecie. Rybniczanie zajęli również pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej, a zdobywając 80,5 proc. możliwych punktów, ustanowili nowy rekord mistrzostw (poprzedni: 72 pkt).– Trafiłem na dobry grunt. Tu nie ma przypadkowych ludzi. Dbamy o to, by do karetki wsiadał profesjonalny zespół. Lekarz nie poradzi sobie bez pozostałych członków zespołu, a oni bez niego – podkreśla dumny ze swoich podopiecznych Krzysztof Paruzel. Szefem działu pomocy doraźnej jest od półtora roku. A że od czterech lat jest związany z krakowskim Instytutem Ratownictwa Medycznego, szkoląc przedstawicieli różnych służb ratunkowych, przeszkolił również swoich pracowników. Kursy dyspozytorów służb medycznych przeszło w krakowskim instytucie wszystkich dziewięciu dyspozytorów rybnickiego pogotowia. Dyżurują zawsze we dwóch.– To zawsze jest kwestia umiejętności dyspozytora i dobrej woli ludzi. Dobry dyspozytor jest w stanie do czasu, zanim na miejsce wypadku dotrze ambulans, poprowadzić akcję ratunkową przez telefon. Niestety, wielu ludzi dzwoni po karetkę tak jakby zamawiali taksówkę – podają tylko adres. Często nie potrafią udzielić nam podstawowych informacji, nie mówiąc już o znajomości zasad udzielania pierwszej pomocy. Tymczasem duża część pacjentów wyreanimowanych to osoby, których reanimację rozpoczęto na miejscu zdarzenia jeszcze przed naszym przyjazdem – podkreśla Krzysztof Paruzel, który w rybnickim szpitalu pracuje też jako chirurg.Nie mniejsze wrażenie od profesjonalizmu ratowników z Rybnika na uczestnikach mistrzostw zrobiła znakomicie wyposażona szpitalna erka, której używali w czasie swoich interwencji. Ambulans Mercedesa to dar od miasta i Elektrowni Rybnik, a w jego wyposażeniu pomogło jeszcze PZU i PZU Życie.

Komentarze

Dodaj komentarz