20044013
20044013


Do tej pory zawody przerywano głównie za sprawą deszczu. Tym razem deszcz jednak nie padał, a mimo to tor nie nadawał się do jazdy.– Tor rwał się pod kołami, był falisty i dziurawy. To było skakanie na motocyklu, a nie wyścigi – mówił po meczu 47-letni Andrzej Huszcza z ZKŻ-u, najstarszy zawodnik startujący w polskiej ekstralidze. Podobnego zdania był również reprezentant RKM-u Mariusz Staszewski, który na tym trudnym torze w trzech startach, i to w efektownym stylu, zdobył komplet punktów. – Dobrze się stało, że sędzia przerwał ten mecz, bo tor był naprawdę bardzo dziurawy. Na całej jego szerokości był może metr, gdzie można było bezpiecznie przejechać. Jeździłem dzisiaj bardziej z głową niż z gazem, a i tak były momenty, gdy zupełnie nie kontrolowałem tego, co dzieje się z motocyklem.Trudno się dziwić widzom, którzy pomstowali ile wlezie. Pożegnalny mecz z ekstraligą mogli co prawda obejrzeć za darmo uczniowie i kobiety, ale wszyscy pozostali musieli kupić normalne bilety, choć dla obu drużyn był to mecz o przysłowiową pietruszkę. Nie dość, że sam mecz był niezbyt ciekawy, to jeszcze skończył się przed czasem. Oficjalnie winowajcę uczyniono z wyjątkowo deszczowej aury. Już arbiter prowadzący rozegrany tydzień wcześniej mecz z Polonią Bydgoszcz miał zastrzeżenia co do dziurawej nawierzchni, o czym świadczy jego wpis w tzw. książce toru. Tym razem nawierzchnia znów była dziurawa, na czym straciło widowisko i kibice. Za normalny bilet na niedzielny mecz o pietruszkę dwóch najsłabszych drużyn ekstraligi trzeba było zapłacić aż 25 zł. W Tarnowie mecz z Atlasem, którego stawką było mistrzostwo Polski, można było zobaczyć już za złotych 20. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że stan rybnickiego toru był efektem zwykłego błędu w sztuce, a nie szukania sposobu na rozbrojenie rywali, co sugerował w czasie nerwowej dyskusji w parku maszyn trener gości, były żużlowiec Jarosław Szymkowiak.Dziewięć wyścigów, które zdążono rozegrać, nie mogło zachwycić znającej się na żużlu rybnickiej publiczności. Zielonogórzanie, których czekają barażowe pojedynki o utrzymanie się w lidze, przyjechali do Rybnika, by bezpiecznie odrobić ligową pańszczyznę. Jeszcze przed rozpoczęciem meczu Piotr Świst, jeden z liderów zielonogórskiej drużyny, rozmawiając z Romanem Poważnym, zwrócił mu uwagę, że jest to mecz o nic i prosił, by pamiętał o tym w czasie rywalizacji na torze. Taki mecz na źle przygotowanym torze nie mógł być wielkim widowiskiem. Gdy w biegu dziesiątym po raz drugi w tym dniu groźnie upadł Grzegorz Kłopot z ZKŻ-u, arbiter Jan Mądrzak zszedł z wieżyczki, by obejrzeć tor. – W czasie meczu stan nawierzchni toru bardzo się zmienił i obecnie nie nadaje się on do jazdy – orzekł sędzia i zakończył mecz, zaliczając wynik po dziewięciu wyścigach – 34:19 dla RKM-u. Jego decyzja najbardziej zaskoczyła tych kibiców, którzy, by efektownie pożegnać się z ekstraligą, rozdawali na trybunach stadionu choinkowe zimne ognie. Wszystkich rozdać nie zdążyli, ale efekt i tak był wzruszający.Z wyjątkiem kibiców pożegnanie z ekstraligą wypadło w Rybniku blado. Jak na 10-letnie oczekiwanie na upragniony awans, batalię o utrzymanie rybniczanie przegrali zbyt łatwo, a szkoda, bo okoliczności były dla beniaminka z Rybnika wyjątkowo sprzyjające. Drugi beniaminek – Unia Tarnów – z Gollobami i Rickardssonem zdobyła pierwszy w historii klubu tytuł mistrza Polski, ale to już zupełnie inna bajka...Sympatycy rybnickiego żużla już zastanawiają się, ilu sezonów będą potrzebować „rekiny” na ponowny awans do grona najlepszych drużyn w Polsce.

Komentarze

Dodaj komentarz