20044313
20044313


Zorganizowana przez Chrześcijański Ruch Samorządowy impreza spotkała się z ogromnym zainteresowaniem ze strony mieszkańców. Już 11 października zamknięta została lista uczestników, gdyż aula Domu Zdrojowego i sala wykładowa w budynku Uniwersytetu Śląskiego nie były w stanie pomieścić więcej osób. Egzaminowani podzieleni zostali na dwie kategorie wiekowe. Odrębny tekst przygotowany został dla uczestników, którzy nie ukończyli jeszcze szesnastu lat. W tej grupie wystartowały też znacznie młodsze dzieci. Najmłodszym uczestnikiem dyktanda była zaledwie ośmioletnia Ania Jeglosz.– Przyznam, że nie spodziewałem się takiego zainteresowania dyktandem. Jednak świadczy to bardzo dobrze o mieszkańcach Jastrzębia Zdroju. Myślę, że sukces tegorocznej edycji sprawi, że będziemy dyktando organizować co roku. Chciałbym podkreślić, że nie doszłoby do niego, gdyby nie pomoc ze strony licznych sponsorów – mówi Krzysztof Gadowski, wiceprezydent, główny organizator imprezy.Młodsi pisali tekst poświęcony egzotycznej podróży rzutkiego reportażysty. „Życiorys Joachima był ultraoryginalny. Nasz bohater urodził się w Zielonej Górze na ziemi lubuskiej, chociaż matka była hożą Górnoślązaczką spod Chorzowa, a ojciec – średnio zamożnym pół Bojkiem, pół Hucułem. Swe ponadprzeciętne zdolności ujawnił wcześnie. Już jako pięcioipółletnie chłopię interesował się zamierzchłymi dziejami ludzkości” – tak zaczynała się ta historia. Później piszący musieli głowić się, jak napisać o przygodach Joachima, który w trakcie swojej wędrówki napotkał m.in. „drapieżne hieny, których watahy szwendały się naówczas po obrzeżach pustyni Kalahari”. Najlepiej z tym tekstem poradziła sobie 15-letnia uczennica Gimnazjum nr 10 Justyna Karplewicz. Drugie miejsce zajęła Magdalena Wysocka, która jednocześnie zdobyła też tytuł mistrzyni kaligrafii. Trzecią lokatę zajęła Beata Walczak.Znacznie trudniejszy tekst napisać musieli dorośli. Traktował on o „zagorzałych rozhoworach rozmarzonych hamletów”. Musieli oni poradzić sobie m.in. z takimi zdaniami: „Na dyskusję nad tym zmitrężyli bez mała półtrzeciej godziny. Wówczas Żegota, będąc nadal w roli niby-twórcy, z nagła, ni stąd ni zowąd skonstruował miniopowiastkę. W niejże szlachciankę Ksenię z Chociebuża, kruczowłosą, wyhołubioną, wychuchaną młódkę, czeka przymusowe zamążpójście za niespełna czterdziestoipółletniego liczykrupę spod Pułtuska. Toż to heca i hucpa nie lada!”. Najmniej błędów w tym tekście zrobiła niewidoma Hanna Pasterny, która dyktando pisała przy pomocy laptopa. Drugie miejsce zajęła Michalina Szczepańska, a trzecie Aleksandra Borek. Mistrzynią kaligrafii została Justyna Mokrzycka.Organizatorów dyktanda chwalili honorowi goście imprezy. Senator Krystyna Bochenek, która przed 17 laty zorganizowała pierwsze ogólnopolskie dyktando w katowickim ośrodku Polskiego Radia, nie kryła zadowolenia, że jej idea została podchwycona przez innych.– Cieszę się niezmiernie, że ludziom się chce. To bardzo dobrze świadczy o Polakach, że chcą sprawdzać swoje umiejętności. Zawsze to pociąga za sobą zainteresowanie językiem – mówiła K. Bochenek.– Obecnie panuje przekonanie, że znajomość zasad ortografii i gramatyki nie jest konieczna. W dobie komputerów wszystkie błędy poprawiać mają elektroniczne słowniki. Nie zgadzam się z takimi argumentami. Te programy nie uwzględniają kontekstu użycia wyrazów, a nawet ich znaczenia. Komputer potrafi wykazać błędy nawet w zdaniu: „Dałby Bóg, by buk przepłynął Bug”. Moim zdaniem nic nie zastąpi słownika pisanego, który objaśnia znaczenie wyrazów, uwzględnia ich użycie w różnym kontekście. Uważam, że znajomość ortografii i gramatyki świadczy o naszej kulturze języka. Dlatego z przyjemnością przyjąłem zaproszenie do organizacji jastrzębskiego dyktanda. Zawsze chętnie będę pomagał w przygotowaniu imprez, które przyczyniają się do podniesienia kultury języka. Mogę na nie nawet przychodzić na piechotę. Tego rodzaju dyktanda są dla mnie fenomenem socjologicznym. Trudno inaczej określić zjawisko, kiedy kilkaset osób dobrowolnie wstaje w sobotę rano, by pisać trudny tekst najeżony ortograficznymi pułapkami – mówił prof. dr hab. Edward Polański z Uniwersytetu Śląskiego, autor tekstów dyktanda.Rzeczywiście tekst nastręczył uczestnikom dyktanda wiele trudności. Nie ukrywali tego, kiedy oczekiwali na ogłoszenie końcowych wyników i koronację laureatów.– Tekst był trudny. Mnóstwo było w nim wyrazów z mowy potocznej, które rzadko stosowane są w języku pisanym. Dużo było mowy zależnej i terminologii botanicznej. Można się było tego spodziewać, bo przecież dyktando miało służyć sprawdzeniu naszych umiejętności posługiwania się językiem polskim. Przyszedłem tutaj, ponieważ chciałem sprawdzić swoje umiejętności. Z pewnością pewnym bodźcem były też atrakcyjne nagrody – mówi Tomasz Miller.Andrzej Ślakowski brał udział w dwóch ogólnopolskich dyktandach. Uczestniczył w pierwszym dyktandzie zorganizowanym przez redaktor K. Bochenek z Polskiego Radia w Katowicach w 1987 roku.– Warunki były podobne do tych, jakie mamy w Domu Zdrojowym. Wówczas też nikt nie spodziewał się, że chęć napisania dyktanda przyciągnie tak dużo osób. Trzeba przyznać, że tekst przygotowany przez profesora Polańskiego był trudny. Wątpię, czy ktokolwiek napisał go bezbłędnie – mówi A. Ślakowski.O tym, jak poszczególni uczestnicy zbiorowego dyktanda napisali swoje prace, dowiedzą się dopiero dzisiaj (20 bm.). W budynku zamiejscowego oddziału dydaktycznego Uniwersytetu Śląskiego mogą odbierać swoje teksty sobotniego dyktanda.

Komentarze

Dodaj komentarz