20044406
20044406


Jest jednym z bardziej wziętych współczesnych polskich poetów. Niemała w tym zasługa wokalistów i zespołów uprawiających tzw. poezję śpiewaną: Elżbiety Adamiak, Jacka Wójcickiego, przede wszystkim zaś Starego Dobrego Małżeństwa, które ma w swoim repertuarze chyba najwięcej piosenek z jego tekstami. Niektóre z nich, jak „Czarny blues o czwartej nad ranem”, dały tytuł całym płytom.Z poetą Adamem Ziemianinem rozmawiamy o wierszach, SMS-ach i podatku VAT od poezji.– Ostatnimi czasy bywa Pan w Rybniku stosunkowo często...– Tak jakoś polubiłem to miasto. Na spotkaniach panuje tu bardzo miła atmosfera, więc jeśli tylko otrzymuję zaproszenie, zawsze staram się przyjechać.Te spotkania „napędzają” mnie do dalszego pisania. Rozmawiając w ich trakcie z młodymi ludźmi, dowiaduję się, co im się podoba, co fascynuje. Mam też okazję przekonać, jak serdecznie i ciepło są przyjmowane te moje wiersze.– Język współczesnych nastolatków bardzo różni się od poetyckiego?– W języku, którego używa młodzież, dużo jest terminów angielskich i różnych skrótów. Z jednej strony można by mówić o zachwaszczaniu języka, z drugiej jednak tak do końca bym tego nie potępiał. Język jest w końcu żywy. Sam staram się propagować w poezji język polski w czystej postaci. Niech przynajmniej w poezji ta piękna polszczyzna się uchowa.– Czy poeta Adam Ziemianin pisze też SMS-y?– Nie uznaję SMS-ów, zresztą nawet nie umiem ich wysyłać. Owszem, mam telefon komórkowy, ale jeśli już coś muszę komuś przekazać, to wolę rozmawiać. Sam dostaję SMS-y, ale nic więcej. Nie jestem oczywiście dzikusem, który sobie z niczym nie radzi. To proste, SMS-owanie mnie jakoś nie wciągnęło. Piszę oczywiście na komputerze, bo w przeszłości jako czynny dziennikarz musiałem się tym narzędziem posługiwać, ale przyznam się, że nie przepadam za komputerem i jeśli tylko mogę sobie na to pozwolić, piszę odręcznie.– Jedno z definicji dobrej poezji brzmi: minimum słów przy maksimum sensów. Z SMS-ami jest bardzo podobnie, bo przecież liczba znaków jest ograniczona.– Na pewno coś w tym jest... Zmusza człowieka do oszczędności słów i precyzji języka. Może faktycznie dla poety byłaby to dobra szkoła, zwłaszcza jeśli chodzi o tę oszczędność słowa, bo ja nie znoszę przegadanych wierszy. Kto wie, może taki SMS to przedsionek do wiersza...?– Dziś są dobre czasy dla poetów?– Dla poezji i poetów nigdy nie ma dobrych czasów, bo zawsze sztuka nazywana elitarną nie będzie nigdy dość popularna. Ale tym się nie można zrażać, trzeba być na tyle konsekwentnym, by te różne trudności pokonywać. Mnie na przekór wszystkiemu jakoś się udaje, choć dziś to ewenement, żeby utrzymywać się z poezji. Widać jeśli się bardzo chce, można wszystko. Dziś w poezji mamy wolną amerykankę. Można pisać, jak się chce, ważne, by był w tym błysk humoru i by „słowo dziwiło się słowu”... Sztuka powinna nieść z sobą nieco optymizmu i radości, ale nie za wszelką cenę. To nie może być radość cukierkowa. Rzadko piszę wiersze za pierwszym podejściem. Na ogół wracam do nich po jakimś czasie i próbuję na nie spojrzeć jakby nie były moje. Taki wiersz ma potem swoją drugą i trzecią wersję.– Poeci płacą VAT od poezji?– Przy różnych rachunkach odciągają mi ten VAT, ale na szczęście my, poeci, mamy jeszcze tzw. uzysk autorski, w przypadku którego ten podatek jest mniejszy. Nie wiem, jak to nazwać, ale chyba jestem popularny. Ludzie docierają do mnie z zaproszeniami na spotkania autorskie na różne sposoby, często za pośrednictwem zespołu Stare Dobre Małżeństwo. Chętnie też podejmuję się pracy jurora w różnego rodzaju konkursach literackich. Co roku jestem np. przewodniczącym jury konkursu wierszy o górach odbywającego się w Zakopanem. Jestem słowny i solidny, więc czytam te tony wierszy terminowo.– Lubi Pan słuchać piosenek ze swoimi tekstami?– Sprawiają mi olbrzymią radość. Powstaje wtedy nowa jakość, to już właściwie nie jest mój wiersz, ale własność ogólna. Muzyka jest dobrym nośnikiem dla poezji. Mogę się tylko cieszyć, że mam takich ambasadorów, jak Stare Dobre Małżeństwo czy Elżbieta Adamiak. Oni śpiewają poezję z dużym wyczuciem, a przy tym nie przynudzają. Poezję trzeba jednak umieć dobrze podać. Czasem wyrażam swoje zdanie, ale generalnie mam wielkie zaufanie do Krzysztofa Myszkowskiego (lider Starego Dobrego Małżeństwa) i jeszcze nigdy się nie zawiodłem. Nie piszę tekstów specjalnie dla zespołu. One powstają jako wiersze i tak przede wszystkim funkcjonują. Myszkowski jest jednym z pierwszych czytelników. Trafiają do niego nowe wiersze, a on wybiera sobie te, które jakoś tam mu brzmią, i pisze do nich muzykę. W ten sposób tworzymy spółkę autorską i czuję się już prawie jak członek zespołu i jeżdżę na koncerty. Jeśli dobrze pamiętam, 8 grudnia zgodnie z tradycją zameldujemy się ze Starym Dobrym Małżeństwem tu, w Rybniku.– Poeci od czasu do czasu mają jednak kontakt z tzw. szarą rzeczywistością. Interesuje się Pan np. polityką?– Polityki nie znoszę, jest tak zagnojona, że wolę o niej nie wiedzieć. Oczywiście od czasu do czasu oglądam jakieś dzienniki czy wiadomości, ale to z konieczności, żeby się orientować, co się dzieje w kraju i na świecie. Język polityków jest demagogiczny i niestrawny, słowem nie do przyjęcia. Wolę już sport, a najbardziej piłkę nożną. Teraz w Krakowie mamy dwie pierwszoligowe drużyny, bliżej mi do Cracovii. Ostatnich derbów jednak nie widziałem, bo byłem w trasie z zespołem.– Dziękuję za rozmowę.

Komentarze

Dodaj komentarz