20050408
20050408


Dziś panie najczęściej chcą ukryć niepotrzebne kilogramy. Kilka dekad wstecz nie tylko nie chciały ukryć nadwagi, a wręcz starały się stwarzać wrażenie jak najbardziej korpulentnych. Kobiety przy kości uważane były bowiem za stateczne, wiodące dostatnie życie. Z tego powodu Ślązaczkom przypadła do gustu moda panująca w wiktoriańskiej Anglii. Obowiązywały tam krynoliny, czyli szerokie suknie podtrzymywane przez wiklinowe lub metalowe obręcze. Suknie optycznie poszerzały panie. Na Śląsku patent się przyjął. Suknie, właściwie halki, bo kobiety zakładały je pod właściwą kreację, zwano pospolicie drajdrutkami (z niem. drei – trzy).Popularne też były lajbiki z kiełbasą, czyli staniki z doszytym z tyłu miękkim wałkiem z materiału, na którym opierała się spódnica.Bardzo ważnym elementem stroju bogatej chłopki na Śląsku był szpyndzer, czyli krótki kaftan sięgający pasa, z bufiastymi rękawami, również podkreślającymi tuszę. Szpyndzery szyto z tafty – sztywnej, jedwabnej tkaniny, nieco szeleszczącej i mieniącej się dwoma kolorami. Kaftany miały bogato zdobione, szalowe kołnierze.Pod koniec XIX wieku wyparły je jakle bądź jupki. W różnych częściach Śląska różnie je zwano, w każdym razie chodziło o inny rodzaj kaftanu, nieco przypominający krótką kurtkę. Jakle z poszczególnych rejonów Śląska różniły się ozdobnikami. Raciborskie miały kwiatowe naszywki.Zimą Ślązaczki zakładały pod spódnice unteroki. To grube, ciepłe halki, wyglądem i w dotyku przypominające kołdry. W środku wyściełane były watą. Ich śląska nazwa jest spolszczoną zbitką niemieckich słów „unter” – pod i „rock” – spódnica. Nazwa trafna, gdyż rzeczywiście halki ubierane były pod wierzchnią kreację.Istniał ścisły podział na rzeczy noszone na co dzień i od święta. Stroje paradne z bogatych tkanin Ślązaczki wkładały jedynie do kościoła, na wesela czy inne specjalne okazje. Starszym paniom wypadało się ubierać jedynie w ciemne rzeczy o stonowanej kolorystyce. Barwne fatałaszki mogły wkładać młode kobiety i dziewczęta. Natomiast paradoksalnie panny młode do ślubu zakładały czarne suknie. Jedynymi jasnymi elementami ślubnego stroju były wianki i fartuszki. Kobiety często życzyły sobie, aby pochować je w weselnej sukni, oczywiście już bez jasnych ozdobników.Do raciborskiego muzeum wróciło z konserwacji kilka pięknych strojów śląskich. Dziewiętnastowiecznym sukniom, spódnicom i kaftanom dawny blask przywróciła Barbara Kalfas, która swego czasu konserwowała tkaniny na Wawelu.– Kiedy byłam w studium muzeologicznym, to wzorcowa dokumentacja konserwatorska pokazywana nam na zajęciach pochodziła właśnie z jej pracowni. Zatem trafiając do pani Kalfas, naprawdę mieliśmy szczęście – mówi Julita Ćwikła z działu etnografii Muzeum w Raciborzu.Przy niektórych eksponatach z Raciborza Barbara Kalfas musiała się mocno napracować. Ubrania były wytarte, zniszczone przez mole, potargane. Nie były bowiem poddawane renowacji od około 30 lat. To bardzo długi okres dla ubrań, które obok obrazów są jednymi z najbardziej podatnych na zniszczenia. Niektóre łaty konserwatorka musiała wpierw utkać. To żmudna robota i kosztowna. Średnio za renowację jednego kaftanu muzeum zapłaciło 3 tys. zł.Odrestaurowane stroje trafią na ekspozycję stałą

Komentarze

Dodaj komentarz