20051218
20051218


Gdy w latach 80. odbywał studia z zakresu farmacji na Śląskiej Akademii Medycznej, dla przyjemności, razem z prof. dr. hab. Dionizym Moską, etykiem, socjologiem i historykiem farmacji, opiekował się Izbą Tradycji Zawodowej. Zawodowo z tematem zetknął się po studiach, pracując przez kilka lat w Zakładzie Farmacji Społecznej. Kontaktował się m.in. z izbami muzealnymi i muzeami farmacji w Polsce. Nie jest ich dużo, raptem sześć czy siedem. Należy do nich Muzeum Farmacji Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie przy ul. Floriańskiej, będące jedną z trzech największych tego typu placówek w świecie.Piotr Klima z racji pełnionych funkcji (był m.in. prezesem Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego w Katowicach i członkiem władz izby aptekarskiej) miał szeroki kontakt z aptekami na Śląsku i w kraju. Dzięki temu sporo dowiedział się o historii aptekarstwa, tradycjach tego zawodu i o tym, jak lekceważąco podchodzono do nich w latach powojennych. Prowadzący apteki zachłysnęli się nowościami. Coraz więcej leków było gotowych do sprzedaży, dlatego flakony, butelki, naczynia i inne sprzęty służące do sporządzania mikstur przestawały być potrzebne. Do lamusa odchodziły też stare apteczne meble. Te ostatnie, liczące sobie po kilkadziesiąt, sto i więcej lat, odczuły zmiany najdotkliwiej. Regały, zwykle wykonane z litego, rzeźbionego drewna, łączono ze sobą i montowano na stałe do ścian. Dlatego demontaż mebli zawsze oznaczał ich częściowe zniszczenie. A jak się komuś nie chciało stopniowo usuwać, traktował je siekierką. Często podobny los spotykał nawet meble już zdemontowane, z którymi aptekarze nie mieli co zrobić. Porąbane szły np. na podpałkę. W zamian popularność zdobywały meble i sprzęty z aluminium, tworzyw sztucznych, sklejek, kolorowe.– W połowie lat 80. pierwszy raz nadarzyła mi się okazja odzyskać stare meble z likwidowanej apteki gdzieś między Rudą Śląską a Świętochłowicami. Były to meble o niezwykłym dość kolorze, bo czarne, do tego kryształowe lustra. Kiedy przyjechałem na miejsce z kolegą, półki i szafy rąbano siekierą i wyrzucano na ulicę. Nie udało się ich uratować – mówi raciborzanin. Zupełnie inaczej do zabytków aptekarskich podchodzi się w Niemczech. Piotr Klima przekonał się o tym, podróżując po tym kraju. Jak mówi, historię w ogóle traktuje się tam z szacunkiem. Dotyczy to również farmacji. Pan Piotr przytacza tu anegdotę z wyjazdu do Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Komuniści zakazali tam wszelkiej działalności prywatnej poza aptekami, ale pod warunkiem, że przechodziły z rodziców na dzieci. Był to ewenement na skalę ówczesnej RWPG. Prywatnych aptek we wschodnich Niemczech było niewiele, raptem 1-2 proc. wszystkich, ale istniały. Piotr Klima, będąc na praktyce ze studentami w miasteczku Wolfen koło Halle, znanym z produkcji poszukiwanych w owych czasach klisz fotograficznych ORWO, trafił na taką aptekę. Była maleńka, leżała na uboczu. Mimo to ludzie do niej chodzili po leki, bo taka była tradycja.Piotr Klima też postanowił ocalić jak najwięcej pamiątek po dawnych aptekach. Zaapelował do aptekarzy czynnych i emerytów, by przekazali mu starocie bądź powiadomili, gdzie ich szukać. Trzy lata temu skontaktowały się z nim starsze koleżanki po fachu z apteki Pod Koroną w Będzinie z propozycją sprzedaży zabytkowych mebli z końca XIX wieku i sprzętów, bo musiały zlikwidować firmę. Było to kompletne wyposażenie – z regałami wystawowymi, ladą, meblami z zaplecza. Raciborski farmaceuta z żoną Hanną postanowili je odkupić. Ponieważ w tym też czasie przenosili swoją aptekę do nowego budynku przy ul. Londzina, od razu przeznaczyli jedno pomieszczenie na muzeum i tam ustawili będziński nabytek. Wcześniej mieli już zgromadzone różne naczynia i sprzęty, które teraz mogli poustawiać na zabytkowych regałach. W muzeum można oglądać przeróżne słoje, sztance do przechowywania leków, naczynia szklane i porcelanowe. Interesująco wyglądają wyciskarka do leków, czopkarka, wagi aptekarskie czy tzw. przewrotki do balonów, jakich dziś już się nie spotyka. W aptecznych piwnicach musiał być bunkier, w którym znajdowały się substancje łatwopalne, np. spirytus czy różnego rodzaju benzyny. Dostawy odbywały się raz na miesiąc lub rzadziej, dlatego farmaceuci zawsze mieli spory zapas tych cieczy, używanych do sporządzania leków. Przechylanie 20- czy 50-litrowych baniek musiało być kłopotliwe, szczególnie dla kobiet, stąd pomagały sobie przewrotkami. Większość eksponatów pochodzi z XIX wieku i pierwszej połowy XX. Ostatnim jak dotąd nabytkiem jest moździerz wielkości wiaderka z ubijakiem rozmiarów wiosła pochodzący z afrykańskiego Togo. Wykonany z drewna żelazowego przyrząd służący do wyrobu piwa przywieźli franciszkanie z misji w Afryce. Aptekarz kupił go jako ciekawostkę, bowiem moździerze stosowano również w aptekach, ale do ucierania różnych proszków. Muzeum jest ogólnodostępne w godzinach otwarcia apteki i bezpłatne. Zainteresowani mogą oglądać część wystawową i zaplecze.Piotr Klima chciałby powiększyć kolekcję. Jest przekonany, że ludzie w swoich mieszkaniach, na strychach, w piwnicach mogą mieć np. ampułki, moździerze, nawet stare opakowania po lekach, które chętnie by od nich odkupił albo wypożyczył, by móc je eksponować.

Komentarze

Dodaj komentarz