20051305
20051305


W prokuraturze mówią, że Tadeusz M. ma przeszłość, jakiej nie powstydziłby się rasowy kryminalista. Pierwszych przestępstw (były to gwałt, rozboje z użyciem niebezpiecznego narzędzia i dwa włamania) dopuścił się, mając zaledwie 18 lat. Dostał za to 3,5 roku odsiadki. W czerwcu 1999 roku wyszedł na wolność warunkowo i wydawało się, że jakoś ułoży sobie życie. Wrócił do rodzinnych Rydułtów, związał się z kobietą, która ma dziecko z pierwszego małżeństwa, i zamieszkał razem z nią. Mimo braku zawodu (ma wykształcenie podstawowe) znalazł też zajęcie. Sielanka skończyła się 24 października 2003 roku, kiedy to policyjny patrol zatrzymał Tadeusza M. na gorącym uczynku włamania do domu jednorodzinnego.Czujność sąsiadaWłaścicielka była za granicą, na szczęście któryś z sąsiadów usłyszał w jej domu jakieś hałasy. Wyjrzał na dwór, zauważył światło w oknach i wezwał stróżów prawa. Okazało się, że była to już kolejna wyprawa Tadeusza M. do tego domu. Po raz pierwszy wybrał się tam poprzedniej nocy. Zerwał kłódkę z kraty zabezpieczającej piwniczne okienko, wybił szybę, wszedł do kotłowni, wyważył drzwi prowadzące do mieszkania i skradł sprzęt AGD, RTV, wiertarkę, szlifierkę, pistolet hukowy wraz z nabojami i kaburą, a także artykuły chemiczne i spożywcze wartości 2,5 tys. zł. Te łupy znaleziono u niego i zwrócono pokrzywdzonej. W tym czasie policja prowadziła już postępowanie w sprawie kilku przestępstw, do jakich doszło ostatnio w mieście.Opinią publiczną najbardziej wstrząsnęło zdarzenie, które miało miejsce 9 października przed wieczorem na terenie jednego z zakładów pracy. O tej porze była tu tylko jedna z pracownica, która po wyjściu kierownika zamknęła drzwi od środka i zajęła się sprzątaniem. Gdy weszła do toalety, aby odstawić wiadro, zobaczyła obcego mężczyznę, który złapał ją za twarz, obrócił plecami do siebie, po czym zawlókł do pobliskiego pomieszczenia, ściągnął z niej ubranie i brutalnie zgwałcił. Po drodze wypytywał, czy na terenie obiektu jeszcze ktoś jest. Potem kazał kobiecie się ubrać i pójść z nim do biura. Tam spokojnie zapalił papierosa, a w końcu zniknął. Poszkodowana powiadomiła wtedy o zajściu swojego szefa.Z nożem i paralizatorem21 października wieczorem do domu wracała Justyna W. Na ul. Obywatelskiej została zaatakowana od tyłu przez nieznanego mężczyznę, który objął ją jedną ręką, a drugą przyłożył nóż do gardła i grożąc śmiercią, zażądał pieniędzy. Kobieta zaczęła szarpać się z napastnikiem, ten wtedy wyrwał jej portfel i zbiegł. Ofiara straciła 50 zł, dowód osobisty i legitymację ubezpieczeniową, na szczęście nie odniosła żadnych obrażeń. Przyjrzała się za to napastnikowi, ponieważ do rozboju doszło w miejscu dobrze oświetlonym. Te dwa zdarzenia zaowocowały sporządzeniem portretu pamięciowego bandyty. Policjanci szybko skojarzyli ten rysopis z wyglądem zatrzymanego włamywacza i nabrali podejrzeń, że to ten sam człowiek. Nie mylili się, ponieważ obie poszkodowane kobiety rozpoznały go jako sprawcę zgwałcenia i rozboju.W toku śledztwa wyszło też na jaw, że Tadeusz M. ma na sumieniu jeszcze jeden rozbój. To zdarzenie miało miejsce nocą z 25 na 26 czerwca tego samego roku, a jego ofiarą padła Dominika K. Wracała do domu w os. Orłowiec, gdy usłyszała za sobą szybkie kroki. Przestraszyła się, rzuciła torbę z zakupami i podjęła próbę ucieczki. Sprawca dogonił ją jednak, powalił na ziemię i zaczął dusić, przykładając paralizator do twarzy. Potem odrzucił urządzenie i zaczął bić ofiarę rękami, krzycząc, że ją zabije. Napadnięta wyrwała się prześladowcy i pobiegła w stronę nadjeżdżającego samochodu. Jechały nim Agnieszka B. i Katarzyna K., które zawiozły poturbowaną ofiarę na komisariat. Na miejsce rozboju udała się grupa mundurowych, którzy znaleźli czapkę bejsbolówkę i paralizator. Okazało się, że należą one do zbira. Ponadto obie kobiety, które jechały autem, rozpoznały w Tadeuszu M. sprawcę ataku na Dominikę K.W końcu się przyznałRydułtowianin początkowo utrzymywał, że nie miał nic wspólnego z tym napadem, potem przyznał się do wszystkich zarzucanych mu czynów. Przekonywał też, że leczył się odwykowo podczas pobytu w zakładach penitencjarnych. Śledczy ustalili, że nie korzystał z żadnej terapii, a wymienionych przestępstw dopuścił się w warunkach recydywy. Z tego powodu oskarżenie domagało się 10 lat pozbawienia wolności z zastrzeżeniem, że bandyta może ubiegać się o zwolnienie warunkowe najwcześniej po odbyciu ośmiu lat kary. Wyrok, jaki w grudniu zeszłego roku zapadł w wodzisławskim ośrodku zamiejscowym Sądu Okręgowego w Gliwicach, jest znacznie łagodniejszy, ponadto Temida nie uwzględniła drugiego żądania. – Właśnie dlatego postanowiliśmy złożyć odwołanie. Kiedy wreszcie otrzymaliśmy uzasadnienie wyroku, odwołaliśmy się do Sądu Apelacyjnego w Katowicach – powiedział Wojciech Zieliński z Prokuratury Rejonowej w Wodzisławiu, który prowadził to postępowanie.W wodzisławskiej jednostce dodają, że Tadeusz M., który ma teraz 26 lat, nie wygląda na kryminalistę. Ma miły wygląd, jest spokojny, opanowany, sprawia wrażenie pogodzonego ze światem. – Ktoś, kto nie zna jego przeszłości, mógłby pomyśleć, że jest Bogu ducha winien – stwierdza prokurator Zieliński. Tadeusz M. świetnie maskował się nawet przed swoją konkubiną, która dowiedziała się o jego wyczynach po wyjściu sprawy na jaw. Była zdruzgotana, że człowiek, z którym chciała związać się na całe życie, jest zdolny do czegoś podobnego. Zerwała z nim wszelkie kontakty, a podczas procesu oświadczyła, że Tadeusz M. nie ma po co do niej wracać po wyjściu na wolność.

Komentarze

Dodaj komentarz