Szpital Psychiatryczny w Rybniku nie cieszy się najlepszą opinią, podobnie zresztą jak stan całej polskiej psychiatrii. Z czego to wynika?
To stereotypowe myślenie. Jeśli chodzi o stosowane terapie, procedury leczenia i dbania o pacjenta, myślę, że jesteśmy bardzo dobrym szpitalem. Oczywiście, jak w każdym tego typu ośrodku, były jakieś problemy, które jednak zostały wyjaśnione. Uważam, że pod tym względem na pewno Szpital Psychiatryczny w Rybniku nie odbiega od innych placówek.
Rozumiem, że opisywane przez media sprawy choćby przetrzymywania latami kilku pacjentów to rozdział zamknięty...
Niektóre zaburzenia, choroby mają taki a nie innym przebieg, co zasadniczo wpływa na wiele spraw. Staramy się, by zawsze dobro pacjenta było na pierwszym miejscu. Ale zawsze można coś poprawić. Myślę, że szpital zmierza w bardzo dobrym kierunku.
Jakie w ostatnim czasie wdrożono nowe pomysły, co udało się zmienić w działalności szpitala?
Przygotowujemy szereg większych inwestycji. Część jest już na etapie projektowania. Chcemy zmienić infrastrukturę szpitala. Bo obecna wymaga poprawy, o czym będziemy sukcesywnie informowali. Bardzo wspiera nas w tym właściciel szpitala - urząd marszałkowski.
Szpital działa w budynkach z lat. 80. XIX-wieku...
Są zabytkowe, przepiękne, solidne. Natomiast poprawy wymaga infrastruktura w środku, czyli wyposażenie. Po zmianach zmniejszy się liczba pacjentów w salach. To wymaga doinwestowania. Chcemy też sporo zrobić w obszarze informatyzacji szpitala. Zmiany będą dotyczyły też kwestii energetycznych.
Zabudowa wpływa jakoś na komfort pobytu pacjentów w szpitalu?
I tak i nie. Naszym atutem, czego nie mają inne szpitale psychiatryczne, jest park. Ale z drugiej strony stanowi obciążenie, bo to wiąże się z kosztami. Z planowanych nowości, to zamierzamy wprowadzać terapię ruchem – oczywiście za zgodą lekarza i pacjenta.
Jaki ma Pan pomysł na dalsze funkcjonowanie rybnickiego szpitala?
Przede wszystkim trzeba otworzyć psychiatrię na otoczenie zewnętrzne. Pacjent ma stabilizować swoje zdrowie oraz uzyskiwać pomoc i rehabilitację w swoim środowisku. Taka jest tendencja światowa, od kilku lat promowana przez Ministerstwo Zdrowia w naszym kraju. Chcemy skrócić czas hospitalizacji do niezbędnego minimum, które wynika z procesu leczenia i dobra pacjenta. To wymaga wielu zmian w szpitalu i nakładów. Mam nadzieję, że znajdziemy pomoc w realizacji takiego podejścia.
Oznacza to jak najkrótszą hospitalizację pacjenta oraz dochodzenie do zdrowia w środowisku rodzinnym i zawodowym.
Tak, chcemy tym sposobem zwiększyć poczucie bezpieczeństwa pacjenta. Jednocześnie zapewnimy mu pomoc dzienną i zdalną, co wynika z naszych projektów. Bardzo ważna jest rehabilitacja, którą chcemy mocno rozwijać, zwłaszcza na klasycznych oddziałach. Rozmawiałem o tym osobiście z konsultantem krajowym ds. rehabilitacji i fizjoterapii. W przypadku oddziałów sądowych też mamy pomysły, które pójdą w kierunku środowiska społecznego. Choć w zasadzie tutaj decyduje sąd. Naszym zadaniem jest leczenie. Natomiast zasugerujemy pewne rozwiązania.
Reasumując, co jest największą bolączką polskiej psychiatrii, która blokuje optymalizację leczenia w warunkach szpitalnych?
Na dziś, to z pewnością postrzeganie psychiatrii przez społeczeństwo. Tymczasem badania pokazują, że nawet 30 procent osób ma szeroko rozumiane zaburzenia psychiczne – od wypalenia zawodowego, przez depresję po inne choroby. Problem naprawdę dotyka wielu ludzi. Jest jednak skrywany. Na różnych spotkaniach przemycam, że to choroba jak każda inna np. kardiologiczna. Choć jest obarczona pewną specyfiką, to jednak tak należy to potraktować. Inne społeczeństwa, Stanów Zjednoczonych, Europy Zachodniej są już w innym miejscu.
Chce Pan powiedzieć, ze największym problemem polskiej psychiatrii jest stygmatyzacja, a nie organizacja i jakość leczenia czy niedofinansowanie?
Tak. Można do tego dorzucić kwestię finansowania oraz inne. Myślę jednak, że praprzyczyną wszystkich problemów w psychiatrii jest stygmatyzacja pacjentów. Bo, jeśli wielu ludzi to zrozumie, decydenci na odpowiednich szczeblach będą patrzyli na psychiatrię inaczej - bardziej życzliwie. Ile lat trwało, zanim społeczeństwo zaakceptowało ludzi na wózkach? Oni już nie są zamknięci w domach, pojawiły się windy, likwidowano bariery architektoniczne. Myślę, że to samo prędzej czy później stanie się w przypadku naszych pacjentów.
Rozmawiał: Ireneusz Stajer
Joachim Foltys
jest profesorem nadzwyczajnym n. ekonomicznych w dyscyplinie ekonomia i zarządzanie
Wyższej Szkoły Humanitas w Sosnowcu, gdzie prowadzi zajęcia ze studentami. Współpracował z wieloma uczelniami, w tym UKSW – Warszawa, Politechniką Łódzką, Uniwersytetem Śląskim, SGH – Warszawa, THW Ingolstadt, UMB Bańska – Bystrzyca.
Autor kilkudziesięciu artykułów, monografii oraz opracowań, w tym z listy Filadelfijskiej. Właściciel trzech patentów zagranicznych. Autor i współautor studiów podyplomowych z zakresu ekonomii i zarządzania. Jest członkiem siedmiu rad naukowych czasopism naukowych w krajowych i zagranicznych
Studiował na Politechnice Opolskiej organizację produkcji. Później wszystkie stopnie naukowe zdobył z ekonomii. Ma wieloletnie doświadczenie zarządzaniu różnymi organizacjami, w sferze finansów publicznych i biznesie. Żonaty, ma jedną córkę.
Komentarze