Od kilku miesięcy w mediach pojawiają się informacje o sprawiedliwej transformacji regionów górniczych. Transformacja, która de facto już się rozpoczęła, jest procesem zmiany gospodarki opartej na paliwach kopalnych na rzecz gospodarki zeroemisyjnej, nieszkodliwej dla człowieka i klimatu. Brzmi łagodnie, ale za tym kryje się jednak likwidacja kopalń i elektrowni węglowych w najbliższych dziesięcioleciach.
Oczywiście, rozumiem pytania o konieczność tych zmian. Pewne wskazówki daje nam sama matka natura. Przyspieszające globalne ocieplenie, powodzie, wichury, zimne deszczowe lata, ciepłe zimy i występujące już w Polsce trąby powietrzne działają jak system naczyń połączonych. Do tego dochodzi smog, o szkodliwości którego tu, na Śląsku, nie trzeba nikogo przekonywać. Pojawia się również aspekt ekonomiczny, kurczące się zasoby węgla kamiennego wymagają sięgnięcia do głębszych pokładów, co niewątpliwie zwiększa koszty. Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której polski węgiel staje się po prostu niekonkurencyjny. Dlatego m.in. za rządów PiS spadło wydobycie, a import węgla do Polski osiągnął historyczny rekord – ok. 20 mln ton. Dodać należy jeszcze zobowiązanie Polski, jak i wszystkich państw członkowskich UE podjęte w 2020 roku o zwiększeniu redukcji dwutlenku węgla do co najmniej 55 proc. w 2030 roku. W tym miejscu należałoby również wspomnieć o zobowiązaniu krajów UE do osiągnięcia neutralności klimatycznej najpóźniej do 2050 r. Polska jako jedyny kraj Unii nie potwierdził jeszcze tego zobowiązania. Jeśli tego nie zrobimy, grozi nam utrata połowy funduszy na cele klimatyczne.
Sprawiedliwa transformacja musi przebiegać według planu i harmonogramu, według których w sposób zrównoważony będzie następowało odchodzenie od węgla. Najważniejszy jest rozwój nowych gałęzi przemysłu, zakładów pracy, zapewniających ciągłość zatrudnienia i powstawanie nowych miejsc pracy. Dziś stoimy przed poważnym problemem, jakim jest likwidacja 12 kopalń i miejsc pracy, w tym również w branży okołogórniczej.
Odejście od węgla na rzecz niskoemisyjnych technologii nie może odbyć się kosztem przyszłości mieszkańców regionów górniczych. To człowiek jest najważniejszy w całym tym procesie. Dziś już nikt nie dyskutuje nad tym, czy znikną kopalnie i elektrownie, bo wszyscy już jesteśmy świadomi tego procesu. Nawet związki zawodowe doszły do podobnych wniosków, w końcu to one w umowę społeczną wpisały harmonogram likwidacji kopalń. Dyskusja zmierza ku temu: co w zamian, gdzie będziemy pracować i kto tego dopilnuje?
Zmiany te wymagają ogromnych nakładów finansowych. Unia Europejska zdecydowała, że 30 proc. unijnego budżetu na lata 2021-2027 ma być wykorzystana na działania związane z celami klimatycznymi. Po raz pierwszy Unia uruchomiła tak ważny dla regionów górniczych Fundusz na Rzecz Sprawiedliwej Transformacji w wysokości 17,5 mld euro, z czego ok. 4 mld euro (18 mld zł) ma trafić do Polski. To pieniądze na działania łagodzące negatywne skutki społeczno-gospodarcze transformacji. Szkoda, że na grudniowym szczycie UE premierowi nie udało się obronić 8 mld euro (ok. 36 mld zł), które "leżały na stole" dla Polski jeszcze w lipcu ubiegłego roku. Teraz, aby sięgnąć po te już przyznane nam 18 mld zł, rząd musi się zobowiązać do przyjęcia neutralności klimatycznej do 2050 roku. W przeciwnym wypadku stracimy kolejne 8 mld złotych. Czy nas na to stać? Zmarnowaliśmy już 5 lat i miliardy złotych, kiedy PiS mamił nas świetlaną przyszłością dla węgla. Dziś pozostaje nam wymagać od rządu jasnych i zdecydowanych działań oraz przyjęcia odpowiedzialności za już podjęte decyzje.
Krzysztof Gadowski, Poseł na Sejm RP, Platforma Obywatelska
Komentarze