Domini Gajda Katarzyna Błatoń mówi, że  córka około dwóch godzin czekała na szpitalnym oddziale ratunkowym, zanim zbadał ją jakiś lekarz
Domini Gajda Katarzyna Błatoń mówi, że córka około dwóch godzin czekała na szpitalnym oddziale ratunkowym, zanim zbadał ją jakiś lekarz

Ireneusz Stajer

W sobotę 22 maja wczesnym popołudniem Klaudia Błatoń z Rybnika-Boguszowic miała wypadek w Świerklanach. Jeździła konno w zaprzyjaźnionej stadninie i nieszczęśliwie upadła pod spłoszone czymś zwierzę. Koń przypadkowo nadepnął albo kopnął 30-latkę w dolną część brzucha. Natychmiast zareagowała właścicielka stajni oraz inne będące na miejscu osoby. Wezwano pogotowie ratunkowe. Powiadomiono partnera pani Klaudii, który przyjechał do Świerklan. Karetka zabrała rybniczankę do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3. Oszołomiona kobieta nie pamiętała co się stało. 

- Córka około dwóch godzin czekała na szpitalnym oddziale ratunkowym, zanim zbadał ją jakiś lekarz. Wspomnę tylko, że koń nie waży 5 kilogramów, tylko pół tony, a w kopycie ma ogromną siłę – mówi Katarzyna Błatoń. 

Odesłali do domu

Pani Klaudii wykonano USG. Lekarz miał powiedzieć, że nic nie widać, bo powłoki brzuszne są napuchnięte. Niczego nie może zatem stwierdzić. Wykonano jeszcze cewnikowanie, ale nie było krwi w moczu. Uznał więc, że nie ma objawów świadczących o wylewie wewnętrznym. Nic konkretnego nie wynikało także z analizy pobranej krwi. 

- Szpital odesłał córkę do domu. Nie otrzymała nawet zwolnienia lekarskiego, bo była awaria systemu komputerowego. Uważam, że powinni zostawić Klaudię w szpitalu na obserwacji, z dwa – trzy dni, a przede wszystkim wykonać badanie tomograficzne. Już nie wspomnę o konsultacji ginekologicznej, szczególnie ważnej w przypadku takiej młodej kobiety. Wówczas można byłoby wyłapać jakieś uszkodzenia wewnętrzne – stwierdza pani Katarzyna, która pracuje w służbie zdrowia.

Pyralgina w kroplówce

Jak dodaje, córka bardzo cierpiała.

- Dostawała tylko pyralginę w kroplówce, którą przepisał lekarz.  W szpitalu doradzono nam również zakupić inne środki przeciwbólowe. Zażywała jeszcze Ibufen. W poniedziałek miała zgłosić się do poradni chirurgicznej, choć w szpitalu nie dostała skierowania. Usłyszała, że ma iść po nie do lekarza ogólnego i z nim szukać chirurga – twierdzi matka.  

Rodzina znalazła doktora w Żorach.

- Powiedział, że Klaudia miała trafić na oddział i co dwie godziny być badana za pomocą USG. Należało monitorować, czy nie tworzy się w brzuchu krwiak albo inny uraz wewnętrzny. Wypisał skierowanie na oddział chirurgii szpitala w Rybniku – relacjonuje pani Małgorzata.

Wrócili do domu.

- Klaudię tak bardzo rozbolał znowu brzuch, że nie była w stanie się poruszać, a tym bardziej jechać samochodem, nawet w roli pasażera. Dlatego partner wezwał karetkę – zaznacza matka.

Zmiażdżona tętnica

Ponownie zabrano 30-latkę do WSS nr 3 w Rybniku.

- Dwie panie z zespołu ratownictwa medycznego poinformowały, że znowu będzie leżała na SORze i czekała na „segregację”, czyli decyzję o ewentualnym przyjęciu na oddział – wskazuje Katarzyna Błatoń, która za jakiś czas udała się do szpitala.

- Nie wiem co z córką, czy aby nie rozlał się jakiś krwiak. Bardzo się o nią martwię. Nie udało mi się dodzwonić pod żaden z podanych przez szpital telefonów, nikt nie odbierał – łkała w rozmowie z reporterem „Nowin” zrozpaczona matka.

Okazało się, że 30-latka leżała na SOR-e kolejne dwie godziny.

- Jak przyjechałam do szpitala, zainterweniowałam. Przyznam się, że puściły mi nerwy. Dopiero wtedy zrobili córce badanie TK, z którego wyszło, że ma zmiażdżoną prawą zewnętrzną tętnicę biodrową. Krew sączyła się już do jamy brzusznej, a noga zdrętwiała. Na cito wykonali Klaudii inne badania, w tym test na koronawirusa. Po wyniku ujemnym, o godzinie 18 przewieziono córkę na oddział chirurgii naczyniowej szpitala w Wodzisławiu – mówi pani Katarzyna.

Jak dodaje, nie lekarze są winni takiej sytuacji. Broń mnie Boże od takiej oceny. Mam ogromny szacunek do lekarzy i całej służby zdrowia. Wiem jak ciężką wykonują robotę, zwłaszcza w obecnych czasach. Winien jest system, który trzeba zmienić. Ludzie nie będą umierali na covid, tylko na inne, ciężkie schorzenia.   

Szpital odpowiada, że wszelkie procedury medyczne w tym przypadku zostały dotrzymane.

- Pani Klaudia trafiła na Szpitalny Oddział Ratunkowy w sobotę 22 maja - została u niej wykonana pełna diagnostyka wraz z badaniem USG. Z opinii lekarzy wynika, że podczas tej wizyty i na tym etapie nie było wskazań do skierowania na tomografię komputerową – informuje Maciej Kołodziejczyk, rzecznik prasowy WSS 3.   

Dodaje, że ponieważ dolegliwości pogłębiły się, więc przy kolejnej wizycie została wykonana tomografia, która wykazała problemy naczyniowe.

- Pacjentka dostała skierowanie na naczyniówkę w Wodzisławiu Śląskim i przewieziona tam transportem szpitalnym. Jeszcze raz podkreślam - zdaniem lekarzy SOR zaopatrzenie pacjentki na każdym etapie było odpowiednie i adekwatne do aktualnej sytuacji zdrowotnej – zaznacza Maciej Kołodziejczyk.  

Dzisiaj 30-latka przeszła w wodzisławskim szpitalu operację wszczepienia stentów w miejsce zmiażdżonej tętnicy. Pani Małgorzata mówi, że nie był to łatwy zabieg. Najwazniejsze, że nie trzeba było amputowac nogi. 

 

Komentarze

  • Drozd Do Ernesta 31 maja 2021 14:33Co Ty masz do stadnin. Koń to zwierzę i nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak zareaguje na daną sytuację. Może go spłoszyć cokolwiek. Ty zawsze nad sobą panujesz?
  • Ernest Zamknąć stajnie 30 maja 2021 14:28W pierwszej kolejności zamknąć stajnie. Nie doszłoby do tego gdyby ktoś nadzorował ten burdel. Napiszcie co to za stajnia i omijać szerokim łukiem.
  • Anita Anita 26 maja 2021 08:32Aż przykro czytać takie rzeczy. Dużo zdrowia dla Pani Klaudii!
  • Izabela A można było inaczej.. 25 maja 2021 18:40Ciekawe, że lekarz z poradni ma inne spojrzenie na procedurę postępowania z pacjentem. Brawo!
  • Katarzyna Skandal! 25 maja 2021 18:30To jest straszne że dziś ważniejsze są procedury niż ratowanie życia.

Dodaj komentarz