W ten sposób na mapie mojego rodzinnego miasta pojawiło się miejsce, które harmonijnie łączy dwie najwspanialsze dziedziny sztuki - architekturę i muzykę. W trakcie inauguracyjnego koncertu padło wiele słów podkreślających nie tylko urok tego miejsca, ale też jego wybitne walory akustyczne, porównywalne z katowicką siedzibą NOSPRiT – u. I proszę mi uwierzyć, w słowach tych nie było krzty przesady.
Z dumą mogę dziś oświadczyć, iż miałem ten przywilej uczestniczyć od początku w realizacji tego projektu. Nie była to sztuka łatwa i prosta, ale przecież miarą sukcesu są także przeciwności, jakie musimy pokonać, by spełniły się marzenia kilku pokoleniom jastrzębskich artystów, muzyków, do których chciałbym się też zaliczać, bo jako uczeń szkoły podstawowej, uczęszczałem na zajęcia zespołu akordeonistów. Wtedy w latach 70- tych, odbywały się one w miejskiej bibliotece i nikt z nas nawet nie wyobrażał sobie, że kiedyś w naszym mieście powstanie Państwowa Szkoła Muzyczna z wyjątkową salą koncertową. Kiedy zobaczyłem ją po zakończeniu prac budowlanych, przyznaję, że przez chwilę zastanawiałem się, jak potoczyłaby się moja kariera, gdybym edukację muzyczną mógł wtedy zdobywać w tak niezwykłym miejscu.
Pani dyrektor szkoły muzycznej zapewne zgodzi się ze mną, że przy realizacji tego przedsięwzięcia mieliśmy szczęście do ludzi. Na szczęście nigdy nie zabrakło nam przyjaciół, którzy nie szczędzili czasu, sił i środków, by wspierać to, co na początku wydawało się tylko marzeniem. Ramy tego felietonu są ograniczone, więc nie wymienię wszystkich z imienia i nazwiska, ale trudno nie docenić pomocy, jakiej udzielił nam profesor Piotr Gliński, Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W jego gabinecie spędziłem wiele godzin dyskutując o technicznych aspektach projektu, a szczególnie o jego finansowej konstrukcji. Jedynie Pana Ministra nigdy nie musiałem przekonywać, doskonale rozumiał on, że Jastrzębie-Zdrój i jego mieszkańcy nie raz udowodnili, że zasługują na profesjonalną aulę koncertową.
Komentarze