W kwietniu, w kopalni Pniówek doszło do wybuchów metanu, w wyniku których życie traciło dziewięciu górników i ratowników górniczych, a siedmiu innych uznano za zaginionych. Zaledwie kilka dni później, do tragicznego w skutkach wypadku doszło w kopalni Zofiówka, gdzie w wyniku wstrząsu wysokoenergetycznego i wypływu metanu zginęło dziesięciu pracowników. Sprawę bada prokuratura i Wyższy Urząd Górniczy. Swoje obawy przedstawił również związek Sierpień 80, który zwrócił się do premiera Sasina o objęcie osobistym nadzorem wyjaśnienia przyczyn tych katastrof.
- Czy do tragedii na Pniówku musiało dojść? Czy musiało zginąć tylu ludzi? Czy Ci ludzie, w ogóle powinni tam być, w momencie katastrofy? Te same pytania i wątpliwości nasuwają się, wobec tragedii w kopalni Zofiówka. Dlaczego, tak późno rozpoczęto tam prace profilaktyczne, mimo że od wielu tygodni, w rejonie późniejszej katastrofy, dochodziło do co najmniej kilkudziesięciu silnych wstrząsów? Czy mamy do czynienia, z próbą zafałszowania przyczyn katastrofy? Czy odpowiedzialność będzie zrzucona na ofiary i siły natury? W przypadku katastrofy w kopalni Pniówek, Związek posiada dowody, że feralnego dnia, w miejscu katastrofy, nie powinno być już górników, którzy zginęli. Zaczynali oni swoją pracę o godzinie 18 tej, dnia poprzedniego i o godzinie zero, powinni już wyjeżdżać na powierzchnię. Pracowali w rejonie objętym skróconym czasem pracy i po 6 godzinach, bezwzględnie powinni wyjechać na powierzchnię. Od tego rygoru, nie może być żadnych odstępstw. Tymczasem, górnicy zginęli podczas wybuchu, który miał miejsce prawdopodobnie o godz. 0,12. Oznacza to, że jeśli nawet do wybuchu by doszło, to mógł nikt nie zginąć, bo poprzednia zmiana, byłaby już na powierzchni, a kolejna, nie zdążyła by jeszcze dojść na miejsce zdarzenia - zaznacza Bogusław Ziętek, przewodniczący WZZ "Sierpień 80".
We wtorek 24 maja, w Pawłowicach odbyła się konferencja prasowa z udziałem przedstawicieli zarządu KWK Pniówek. Marian Zmarzły, dyrektor kopalni Pniówek zaznaczał, że zagrożeniem klimatycznym, o którym wspominają związkowcy nie był objęty cały rejon ściany N-6, gdzie doszło do katastrofy.
- Większość prac w ścianie miała miejsce na odcinku, gdzie nie odnotowywano przekroczenia temperatury, a tylko na pół godziny przed końcem zmiany pracownicy zjechali do odcinka, gdzie temperatura była przekroczona - podkreślał Zmarzły. Wskazywał również, że ze względu na czas pracy w zagrożeniu klimatycznym poniżej dwóch godzin, nie obowiązywało skrócenie czasu pracy pracujących w rejonie kombajnu górników z 7,5 godziny do 6 godzin. Na powierzchnię mieli oni wyjechać o godz. 1.30.
Dyrekcja kopalni podkreśla, że rodziny poszkodowanych górników i ratowników otoczone są opieką. Na bieżąco są również realizowane sprawy dotyczące wypłat z ubezpieczeń i pośmiertnych odpraw. Śledztwo w tej sprawie trwa.
Komentarze