KT
KT

Rozprawa rozpoczęła się ze sporym opóźnieniem z powodu oczekiwania na konwój transportujący oskarżonego z Tarnowa. Jeden z policjantów z Komendy Powiatowej w Raciborzu, który uczestniczył w zdarzeniach z 4 maja 2021 roku, poprosił o wyłączenie jawności swoich zeznań ze względu na interes prywatny. Policjant od dnia zdarzenia przebywa na zwolnieniu lekarskim oraz leczy się u psychologa. Następnie swoje zeznania złożyła żona oskarżonego Urszula Ś. Opowiedziała o tym jak poznała męża, jaki był stan jego zdrowia oraz co wydarzyło się w przeddzień zabójstwa.

Poznaliśmy się w 2017 roku w Holandii. Mieliśmy wspólnych znajomych, ja mieszkałam wtedy w Niemczech, mąż przyjeżdżał do mnie na weekendy. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Dbał o swojego syna z poprzedniego związku, każdy urlop spędzał z nim. Dbał też o rodziców, o mnie w szczególności. Z Holandii do Polski przyjeżdżaliśmy co dwa miesiące. Mieszkaliśmy wtedy u rodziców męża. Jak mieszkaliśmy w Holandii, to leczył się w Polsce. Zdarzało się, że raz był smutny, raz wesoły, albo nic nie mówił przez długi czas. Leczył się już przed naszym ślubem. Nigdy nie słyszałam żadnej diagnozy, wiedziałam, że jest po przejściach i jest wrażliwy. Wiedziałam jakie leki przyjmuje, brał je dwa razy dziennie. Gdyby czuł się pobudzony, nieswojo to miał zwiększyć dawkę. Zdarzało się tak, że leki na niego nie działały. Mąż budził się w nocy, przechodził do drugiego pokoju i nie pamiętał, co tam robił i czemu poszedł. Często też brał leki i pił alkohol – przekazała Urszula Ś.

Żona oskarżonego przekazała również, że nie wiedziała o plantacji marihuany w domu oraz o tym, że mąż miał broń oraz mundur policjanta.

W Polsce mąż wynajmował piętrowy dom. Zawsze mieszkałam na dole, były tam trzy pokoje, kuchnia i łazienka. Nie wiem, ile pomieszczeń było na górze. Raz byłam na piętrze, mąż wtedy mówił, żebym nie wychodziła na górę domu, a jak będę coś chciała, to mi to przyniesie. Rozumiałam to tak, że dba o mnie i się troszczy. Nie wiedziałam nic o plantacji marihuany. Mieszkałam tam, ale zdarzało się, że mąż prosił mnie, żebym na dłużej jechała do jego rodziców. Mówił, że chce być sam, nie chce być dla mnie niemiły. Czasem nie było mnie w domu kilka dni, sytuacja się powtarzała. Rozmawiałam o tym z mężem. Pytałam, czy ma problem z alkoholem. Szanowałam to, że on chce być sam. Kocham go i nie chciałam go stracić. Nie widziałam też, że ma broń oraz mundur policyjny. Nigdy nie interesował się policją ani służbami mundurowymi. Pamiętam, że gdy kiedyś zatrzymała nas policja do kontroli, to sam mówił, że to ich praca. Nigdy nie miał do nich pretensji - przekazała kobieta.

Urszula Ś. opowiedziała również, co działo się w przeddzień tragicznych wydarzeń, czyli 3 maja 2021 roku.

W wieczór 3 maja wzięliśmy jego syna do wynajmowanego przez męża domu. Syn był wystraszony, nie chciał wracać do matki. Odwieźliśmy go jednak i wróciliśmy do mieszkania. Mąż stał się wtedy nieobecny, nie słuchał, co do niego mówię. Jak przyjechaliśmy na miejsce, to zaczął pić. Około godz. 20 wypił już pięć piw. Zaczął się nakręcać, mówił, że go nie kocham. Nie słuchał mnie, wyszłam z domu, żeby się uspokoił. Bałam się męża, bo nigdy taki nie był. Za domem był budynek gospodarczy, tam przeczekałam, kilka razy do mnie dzwonił. Mówił, żebym wróciła, powiedziałam, że wrócę, jak on się uspokoi. Zadzwonił znowu około godz. 6 i powiedział, że zostawił klucze i mogę wejść do domu, bo on jedzie do Raciborza. Na tym skończył się nasz kontakt. Zadzwoniłam wtedy do teścia i powiedziałam, że mąż jedzie do Raciborza i może do nich przyjedzie. Wypożyczyłam samochód z wypożyczalni, bo nasz zabrał mąż. Chciałam wtedy jechać do Raciborza, myślałam, że tam porozmawiamy, że rodzice na niego wpłyną – relacjonowała żona oskarżonego.

Urszula Ś. podkreśliła, że zależy jej na tym, aby proces był sprawiedliwy. Zwróciła również uwagę na to, że poszkodowane są dwie rodziny.

Współczuję rodzinie tego policjanta. Chcę, żeby ten proces był sprawiedliwy. My też jesteśmy pokrzywdzoną rodziną. Syn stracił ojca, rodzice stracili jedynego syna, moje dzieci przyjaciela, a ja straciłam męża – zakończyła swoje zeznania kobieta.

Jako ostatni zeznawał drugi z policjantów, który również uczestniczył w interwencji przy ul. Chełmońskiego 4 maja 2021 roku. Patrol mężczyzny został wezwany najpierw na stację paliw, gdzie miał być mężczyzna, który dziwnie się zachowywał, a następnie wsiadł do samochodu pod wpływem alkoholu. W dalszym toku śledztwa okazało się, że był to Radosław Ś. Policjanci po otrzymaniu wezwania ruszyli do centrum Raciborza.

Dyżurny skierował nas na stację w Markowicach, gdzie mężczyzna w stroju policjanta miał kupować alkohol i odjechać samochodem. Jechaliśmy od Raciborza ulicą Armii Krajowej w stronę Markowic. Kiedy dojechaliśmy do stacji, mężczyzny ani samochodu nie spotkaliśmy. Dyżurnemu zgłosiliśmy ten fakt, a niedługo potem słyszeliśmy, że wezwał kolejny patrol w którym był właśnie Michał. Z korespondencji wynikało, że zgłaszający dalej jedzie za tym pojazdem i jadą w kierunku ulicy Chełmońskiego. Pojechaliśmy więc w tamtą stronę ze względu na policyjną ciekawość. Gdy dojechaliśmy do tego miejsca, to dyżurny sam nas prosił, żebyśmy się tam udali. Wjechaliśmy na ul. Chełmońskiego. Przejechaliśmy może 300 m na wysokości pasażu handlowego, który jest po prawej stronie. Było widać po lewej stronie radiowóz, a przed nim stał samochód, którego dotyczyło zgłoszenie – relacjonował policjant.

Z zeznań mężczyzny wynika, że kilka minut później na ulicy doszło do strzelaniny.

Mieliśmy otwarte szyby. Słyszeliśmy rozmowę policjanta z zatrzymanym. Okazało się, że jest problem z wylegitymowanie mężczyzny. Słyszeliśmy, jak mówi do Michała: „Weź daj spokój” i prosił, żeby Ci odstąpili od czynności. W pewnym momencie zatrzymany schylił się do samochodu, Michał powiedział do niego „Weź, się nie wygłupiaj” i wtedy padł pierwszy strzał. Zorientowałem się, co się dzieje. Straciłem Michała z pola widzenia – przekazał mężczyzna.

Wtedy policjant skierował się do radiowozu, aby wezwać pomoc, okazało się jednak, że wypadła radiostacja nasobna, nie miał też telefonu. Krzyknął do osoby, która znajdowała się na balkonie jednego z bloków, żeby skontaktowała się z dyżurnym z komendy w Raciborzu. Następnie policjant zobaczył mężczyznę z bronią w ręku. Krzyknął, aby ją odłożył i oddał strzał ostrzegawczy. Spostrzegł też leżącego na ziemi Michała Kędzierskiego. Sprawdził, w jakim jest stanie, a następnie wraz z innym policjantem założyli kajdanki zatrzymanemu mężczyźnie.

Sprawdziliśmy, czy zatrzymany nie potrzebuje pomocy. Było przy nim dużo krwi, został postrzelony w nogę. Po sprawdzeniu jego ubrań okazało się, że w bieliźnie miał magazynek do pistoletu z którego oddał strzały. Opatrzyliśmy mu nogę, to była jedyna rana którą widzieliśmy. W samochodzie mężczyzny z przodu na miejscu pasażera był jeszcze jeden pistolet maszynowy z dwoma magazynkami. Z tyłu samochodu był gaz i kajdanki i kilka starterów do telefonu - relacjonował policjant.

Po chwili na miejscu pojawiła się policja, służby medyczne oraz straż pożarna. Wtedy też udzielono pomocy Michałowi Kędzierskiemu, a Radosława Ś. zabrano do szpitala.

Gdy mężczyzna był opatrzony ja i drugi policjant jechaliśmy razem z nim w karetce do szpitala w Rybniku. Pamiętam, że w karetce spytał o Michała i powiedział "ch... z nim, niech zdycha". Utkwiło mi też w głowie, co powiedziała pani anestezjolog, która miała problem, żeby tego mężczyznę uspokoić, żeby wykonać badania. Podała mu taką ilość środków, że cztery osoby by to uspokoiło. Powiedziała, że największy problem to uspokoić osobę po dopalaczach. Z takimi ludźmi dają sobie radę, a z tym mężczyzną nie byli w stanie sobie poradzić - relacjonował świadek.

Podczas rozprawy podjęto decyzję o przedłużeniu tymczasowego aresztowania Radosława Ś. do 22 października. Sędzia Grażyna Suchecka nie uwzględniła wniosku obrońcy Radosława Ś., o wcześniejsze wypuszczenie. Zaznaczyła, że oskarżony może podjąć próbę ucieczki ze względu na brak zatrudnienia oraz stałego zameldowania w Polsce. Kolejna rozprawa odbędzie się 7 września. Wtedy też zostanie przesłuchany kolejny świadek – jeden z policjantów.

Na poprzedniej rozprawie, która odbyła się 6 lipca, oskarżony odmówił składania wyjaśnień. Odczytano natomiast jego zeznania. Radosław Ś. twierdził, że podczas zdarzenia 4 maja 2021 roku "wszedł w niego diabeł", a jego mózg "został wyłączony z gniazdka". Przyznał się również do sześciu zarzucanych mu czynów. Nie przyznaje się natomiast do próby zabójstwa dwóch pozostałych policjantów, którzy brali udział w interwencji. Oskarżony nie zgadza się z zarzutami dotyczącymi uprawy marihuany w wynajmowanym przez siebie domu. Przyznał, że miał hodowlę od marca 2021 roku, a nie jak zarzuca prokuratura od października 2020 roku.

Komentarze

Dodaj komentarz