Rekin w krainie kangurów


Tych turniejów miało być początkowo osiem, ale skończyło się na czterech. Trzy z nich rybniczanin wygrał, w czwartym zajął drugie miejsce i triumfował w całym cyklu Golden Helmet Series. Na odległym kontynencie spędził ponad miesiąc. W skład grupy jeźdźców stworzonej przez Maugera oprócz Romanka wchodzili jeszcze młody Czech Patrik Linhart, Anglik Oliver Allen i Nowozelandczyk Andrew Barg. Na kolejnych torach ścigali się z miejscowymi zawodnikami młodego pokolenia.Zawody z racji panujących o tej porze w Australii upałów rozpoczynały się najwcześniej o 19 i kończyły zazwyczaj przed północą. Co ciekawe, żużlowcy nie byli jedynymi przedstawicielami sportów motorowych, którzy prezentowali w nich swoje umiejętności.– Na torze najpierw odbywały się wyścigi samochodów rajdowych, potem gokartów i saidcarów, na których jeździ się parami, dopiero potem przychodziła kolej na nas. Tory były już wtedy piekielnie dziurawe, ale Mauger powtarzał nam, że jeśli poradzimy sobie na takich dziurach, jazda na równym torze będzie już dla nas przyjemnością. Nie było tak źle... Na każde takie zawody przychodziły po trzy, cztery tysiące widzów. Atmosfera była wspaniała. Tam wszystko wygląda zupełnie inaczej, zawodnik nie odczuwa wielkiej presji. To sprzyja swobodnej jeździe, a w takich warunkach można pokazać, na co człowieka stać. Tylko w Mildurze i Adelajdzie, gdzie wychowali się znakomici australijscy zawodnicy jak Jason Crump i Leigh Adams, ścigaliśmy się na torach przeznaczonych wyłącznie dla żużlowców. Najbardziej zaskoczyły mnie betonowe bandy. Pierwsze zawody odbyły się w Rockhampton. Tor jest tam węższy niż w Rybniku i okalają go betonowe bandy. Może z ich powodu przed każdymi zawodami powtarzano nam, że turniej to tylko sportowa zabawa i zaklinano nas, by unikać na torze chamstwa. Do niektórych to jednak nie docierało i nie udało się uniknąć upadków. Mnie na szczęście one omijały – opowiada Łukasz Romanek.Krótko przed trzecim turniejem na jednym z australijskich torów zdarzył się śmiertelny wypadek. Jeden z miejscowych jeźdźców uderzył głową w taką właśnie betonową bandę. Na jednym z torów zamiast bandy zastali odpowiednio poukładane opony samochodowe. Każdy turniej poprzedzał półtoragodzinny trening. Dwa pierwsze poprowadził sam Ivan Mauger, który później musiał się zająć chorą żoną i jego obowiązki przejął inny były żużlowiec, Czech Wacław Verner, którego wielu kibiców zapewne pamięta choćby ze startu w rybnickim finale kontynentalnym IMŚ w 1983 roku.– Sam Mauger, jak mówił, siada jeszcze od czasu do czasu na motocykl i jeździ dla własnej przyjemności. Niektóre jego uwagi dotyczące momentu startu czy sposobu wchodzenia w pierwszy łuk były bardzo cenne, to w końcu jeden z najlepszych zawodników w historii światowego żużla.Na podbój Australii Łukasz zabrał swój ligowy motocykl z silnikiem jawy. Chciał zabrać silnik rezerwowy, ale ten z powodu kłopotów z odprawą bagażu wrócił z lotniska w Pyrzowicach do domu. Zgodnie z umową swój motocykl Romanek zostawił organizatorom cyklu. Do Polski nie przywiózł też wywalczonego na antypodach okazałego trofeum, które jest nagrodą przechodnią i w związku z tym musiało zostać na kontynencie.Na zawodach Łukasz nie miał do pomocy mechanika. Sam musiał dopasować motocykl do konkretnego toru, dobrać przełożenia czy zmienić oponę. Jak by nie patrzeć, dla 23-letniego zawodnika była to niezła szkoła. Sam przygotowywał posiłki, a że jest wegetarianinem, składały się głównie z warzyw i owoców. Przyznaje, że na wzór Adama Małysza zajadał się głównie bananami.Cała grupa miała swoją bazę wypadową w miejscowości Gold Coast, gdzie ścigali się na technicznym 300-metrym torze. Romanek zapamięta go na długo, bo ze startu tor prowadził łagodnie pod górę, by na następnej prostej opadać w dół.W czterech turniejach żużlowiec RKM-u doznał tylko jednej porażki. Na bardzo trudnym technicznie torze w Mildurze w wyścigu półfinałowym i w finałowym przegrał z Anglikiem Allenem.– Wygrałem strat i nawet się na niego założyłem, ale on wychował się na angielskich, technicznych torach i znakomicie operuje manetką gazu. Na jednym z łuków wyprzedził mnie, atakując początkowo bez gazu przy krawężniku – opowiada Romanek.Dla młodego sportowca były to zarazem wspaniałe wakacje; wspomina kąpiele w oceanie i wizyty w parkach narodowych, gdzie spotkał się m.in. oko w oko z kangurami, będącymi jednym z symbolów Australii.Do świąt Łukasz Romanek zaplanował krótki wypoczynek po długim sezonie. Od świąt dołącza do reszty drużyny i rozpoczyna regularne treningi. Dwa dni po przylocie do kraju podpisał z RKM-em roczny kontrakt. Jako cel stawia sobie wywalczenie stałego miejsca w składzie drużyny. Koniecznie chce też podpisać kontrakt z jednym z angielskich klubów, by móc tam ścigać się w lidze na trudnych, technicznych torach.– Muszę zrobić krok do przodu i mam nadzieję, że zebrane w Australii doświadczenia mi w tym pomogą – mówi wychowanek RKM-u Łukasz Romanek.Tekst: (WaT), zdjęcie: arch. Ł. Romanka

Komentarze

Dodaj komentarz