Rybnik: Wielka draka o biogazownię

 

Biogazownie mają być jednym z elementów mixu energetycznego, który ma zapewnić nam zróżnicowanie źródeł energii. Taka polityka jest kluczowa w sytuacji, w której węgiel kamienny ma stanowić o fundamencie polskiej energetyki jedynie w horyzoncie najbliższych niespełna piętnastu lat. Później będziemy musieli szukać alternatyw, dla tego paliwa kamiennego, które wydźwignęło Śląsk na lidera przemysłu w Polsce. Jest to niezwykle istotne dla naszego regionu, który będzie zmuszony w tym zakresie do transformacji na wielu płaszczyznach. Odejście od węgla wymusi na nas bowiem nie tylko całkowitą redefinicję podstaw naszej gospodarki, ale także każe nam poszukać nowych źródeł energii dla przemysłu, usług, ale także zwykłych obywateli. Proces ten już się rozpoczął i objął setki mieszkańców ziemi rybnickiej, którzy postawili na fotowoltaikę. Wielkie farmy kolektorów słonecznych wyrosły także na blokach, obok zakładów i fabryk. Motorem napędowym dla zmian w dużej mierze był samorząd, który samemu zaczął inwestować w odnawialne źródła energii, zwłaszcza w kontekście walki ze smogiem. W Rybniku w ratuszu władze postanowiły wejść także na obszar mniej znany, który jednak z całą pewnością ma jednak duży potencjał innowacyjności. Chodzi mianowicie o instalację wytwarzającą biogaz z odpadów komunalnych. Biogaz (czyli metan i dwutlenek węgla) może być wykorzystywany do produkcji energii elektrycznej lub cieplnej (lub obu naraz). Po oczyszczeniu biogazu do biometanu może być on wtłoczony do sieci gazu ziemnego lub posłużyć jako paliwo. Takie rozwiązanie bez wątpienia może stanowić nie tylko rozwiązanie palącego problemu, którym jest rezygnacja z węgla. Biogazownie mogą być także odpowiedzią na to, w jaki sposób miasto i szerzej region może pozbyć się przynajmniej części odpadów komunalnych. Instalacja ma powstać w ramach działalności miejskiej spółki Centrum Zielonej Energii Subregionu Zachodniego, której zadaniem jest „zmiana modelu gospodarki odpadami komunalnymi”. Idea wydaje się być jak najbardziej szczytna, ale diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach, a przede wszystkim w  rodzaju i w lokalizacji inwestycji.  

 

Niepokoje w Chwałowicach

 

Miasto wytypowało trzy lokalizacje, w których mogłaby powstać instalacja. Po mieście zaczęły krążyć plotki odnośnie tego, gdzie ma ona powstać. Wśród możliwych terenów przeznaczonych do tego celu znalazły się również  Chwałowice. Aby zweryfikować tę informację, Zarząd Dzielnicy Chwałowice wysłał zapytanie do Urzędu Miasta, czy prawdą jest, że ma w niej powstać biogazownia. W odpowiedzi skierowanej do reprezentantów dzielnicy magistrat potwierdził, że w tym kontekście brany pod uwagę jest teren w okolicy ulic Zwycięstwa i Kołłątaja oraz KWW Chwałowice. Dwie pozostałe lokalizacje, o których myśli spółka to ulica Sportowa w Niewiadomiu Górnym oraz ulica Marklowicka w Wodzisławiu Śląskim. Według zapisu dokumentu jednak do tej pory na sto procent nie wybrano jeszcze żadnego miejsca, podobnie jak nie ma jeszcze terminu rozpoczęcia inwestycji. Czynniki te według pisma skierowanego do zarządu dzielnicy będą zdeterminowane przede wszystkim analizą, która ma wziąć pod uwagę: „Dokumenty planistyczne, uwarunkowania górnicze, uwarunkowania środowiska naturalnego i obszarów chronionych oraz stan zagospodarowania terenu, w tym infrastrukturę techniczną”. W piśmie użyto jednak sformułowania „instalacja do fermentacji odpadów biodegradowalnych” zamiast biogazownia, co spowodowało dalsze zamieszanie w tej sprawie. Mieszkańcy dali wyraz swojemu niezadowoleniu w mediach społecznościowych obawiając się, że konstrukcja będzie nieść za sobą szczególną uciążliwość, jaką jest fetor. Na Facebooku Rady Dzielnicy pojawiły się wpisy, że dostarczany do instalacji surowiec, czyli biomasa może być źródłem smrodu, chociaż pojawiły się również głosy za przyjęciem tego rozwiązania.

 

Opozycja pyta 

W końcu całą sytuację wzięli pod lupę opozycyjny radni Prawa i Sprawiedliwości Karol Szymura oraz Andrzej Wojaczek. W opinii radnego Szymury trzeba odróżnić działanie biogazowi od „biofermentowni”, przy czym za tą niewinnie wyglądającą różnicą kryją się duże konsekwencje, z których najważniejsza jest właśnie odór. Rajca stwierdził: - Biogazownie są budowane zazwyczaj w dalekiej odległości od aglomeracji miejskich. Powodem jest zapach, a właściwie odór. Może on się unosić w takim cyklu stałym do około jednego kilometra. Jeśli zbudujemy taką biofermentownię w Chwałowicach, to trzeba się liczyć z tym, że prawdopodobnie cała dzielnica, w której mieszka około 10 tysięcy mieszkańców oraz dzielnica sąsiednia, czyli Meksyk będą zasmrodzone. Kolejnym czynnikiem, który może spotęgować smród, są wiatry, które będą nieść fetor na jeszcze większą powierzchnię. Polityk skrytykował zresztą z tego powodu wszystkie zakładane lokalizacje. Dodał również, że już teraz miasto średnio radzi sobie z gospodarką komunalną i wskazał przykład Kłokocina mówiąc: - widzimy co się tam dzieje, a jest to jedna piąta tego, co się wydarzy tutaj. W dalszej części wypowiedzi młody rajca mówił o tym, że w innych miastach tego typu instalacje powstają poza miastem, podając przy tym przykłady m.in. Jarocina czy Kalisza. Samorządowiec wskazał, że są one bardzo często zlokalizowane w lesie i otulone sporą liczbą drzew. Jednocześnie ze sprzeciwem wobec biofermentowni radny zasygnalizował swoje poparcie dla spalarni odpadów, która nie będzie nieść za sobą fetoru. Radny wskazał, że ekologia musi iść w parze z ekonomią i nie można być głuchym na zaniepokojenie mieszkańców. 

 

Cios w dzielnicę

W trakcie konferencji wybrzmiał również głos Andrzeja Wojaczka, według którego umiejscowienie w dzielnicy instalacji jest kolejnym elementem jej degradacji. Radny dzielnicy wskazał, że: - Ponad 50 procent terenu jest zabrane z uwagi na szkody górnicze. Wszędzie widać tabliczki "Nie wchodzić", Na zrekultywowane hałdy jest zakaz wstępu, a przecież można je wykorzystać w turystyce, sporcie, rekreacji. Biofermentownia wedle założeń ma znaleźć się pod starą, pierwszą hałdą, czyli "Starzikowcem". Za nią mieszkają ludzie. Od strony zachodniej natomiast są same osiedla. Są to tereny gęsto zaludnione. Tam są bloki. W sukurs radnemu Wojaczkowi przyszedł radny Szymura, wskazując, że smród przyczyni się do drastycznego obniżenia wartości nieruchomości w Chwałowicach: - Wyobraźmy sobie, że dziesiątki ciężarówek będą tam codziennie, całymi tygodniami przejeżdżać obok naszych domów ze śmierdzącymi odpadami. Ja bym tam nie chciał mieszkać. Ci ludzie natomiast będą do tego zmuszeni. Radny Wojaczek wskazał, że mieszkańcy już teraz muszą borykać się z uciążliwościami płynącymi z umiejscowienia wysypiska śmieci przy ulicy Tkoczów i Kolberga. Rajca wskazał również, że w jego opinii magistrat rzuca kłody pod nogi mieszkańców Chwałowic i nie dba o to osiedle: - walą się boiska przyszkolne, główny stadion. Plac zabaw, który był na osiedlu przy Śląskiej, ma zostać rozebrany. Jednocześnie nie oferuje się nic w zamian. Nie ma nic alternatywnego ze strony władz miasta, szczególnie ze strony Pana Prezydenta, który odpowiada za rozwój Rybnika, żeby coś dla tej dzielnicy zrobić pożytecznego. Skoro znosimy te wszystkie utrudnienia związane z funkcjonowaniem zakładów, jakimi są kopalnie Chwałowice i Jankowice, to zróbmy coś dla tych ludzi, którzy tam mieszkają. Pomóżmy im. 

Głos drugiej strony

Radny Platformy Obywatelskiej Łukasz Kłosek odbija piłeczkę, stwierdzając: - Temat smrodu wraca jak bumerang przed każdymi wyborami i jest cynicznie wykorzystywany przez radnych Prawa i Sprawiedliwości, do tego, by straszyć mieszkańców. Przypomnę, że cztery lata temu zbierano podpisy za tym, żeby ograniczyć odór z kompostowni, która mieści się w Boguszowicach Starych. Minęły cztery lata i nic się w tej materii nie podziało, bo nie ma ustawy odorowej, która jest w zamrażalce sejmowej od trzech lat, a która by regulowała te kwestie. Myślę, że politycy Prawa i Sprawiedliwości powinni mocno uderzyć się w piersi, dlaczego nie udało się jej wprowadzić w życie.    

 

Komentarze

Dodaj komentarz