Kiedy ponad dziewięćdziesiąt lat temu John Logie Baird przeprowadził pierwszą transmisję telewizyjną w Londynie, na pewno nie spodziewał się, jak ogromny wpływ na świat będzie miał jego wynalazek. Dziś wielu z nas nie wyobraża sobie dnia bez obejrzenia wiadomości lub ulubionego serialu. Mimo tego, że Internet wypiera tradycyjne media na wielu płaszczyznach, to w dalszym ciągu telewizja jest podstawowym źródłem informacji i oknem na świat. Trudno się temu dziwić, w końcu wiele przełomowych momentów naszej najnowszej historii było transmitowanych do milionów domów na całym świecie.
To właśnie dzięki telewizji, nazywanej jedenastą muzą, opinia publiczna mogła zobaczyć koronację najsłynniejszej królowej Anglii. Telewizja stała się kosmicznym łącznikiem, przenoszącym nas poza glob, kiedy cały świat oglądał wyprawę załogi Apollo 11 na księżyc. Telewizja to również emocje, wiedzą o tym doskonale kibice wszelakich dyscyplin. Niestety, nie zawsze są to emocje pozytywne. Często szokujące obraz rzeczywistości, których dzięki telewizji - jesteśmy świadkami, na długo pozostają w naszej pamięci.
Telewizja przez lata zmieniała swoje oblicze i oprócz źródła informacji, czy rozrywki stała się również narzędziem propagandy. Jednak to dopiero rząd PiS nadał propagandzie telewizyjnej zupełnie inny wymiar. Zawłaszczając telewizję publiczną, kreując swoją wizję świata, szczując jedne grupy społeczne przeciwko drugim sprawił, że wiadomości, czy programy publicystyczne przypominały te sprzed 1989 roku. Wizja Polski, która powstała w mediach publicznych, przypominała wiecznie oblężoną twierdzę, która musi być chroniona przed wyimaginowanymi problemami, na które jedyną receptą jest działanie jedynie słusznej partii. Natomiast każdy, kto nie pasuje do tej wizji, zasługuję na pogardę, napiętnowanie i wykluczenie. Tej wizji poddali się również dziennikarze telewizji publicznej, sowicie wynagradzani z publicznych pieniędzy, zamieniwszy obiektywizm na partyjne posłuszeństwo. Jestem przekonany, że wielu z Państwa, po seansie wieczornych wiadomości dochodziło do wniosku, że machina pogardy i propagandy przekroczyła kolejny niezdrowy poziom. Czy taka właśnie powinna być telewizja publiczna? Tracąc narzędzie propagandy, posłowie PiS zaatakowali ministra Bartłomieja Sienkiewicza, który postanowił przerwać ten festiwal pogardy i szczucia. Przekonani o swojej nieomylności, lub tak mocno wierzący w propagandę, którą sami wykreowali, domagali się odwołania Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Brak argumentów maskowali krzykiem i inwektywami, ośmieszając sejmową debatę. Kiedy rządzili, nie widzieli problemu w tym, że całkowicie zagarnęli media publiczne. Teraz protestują w obronie milionów dla partyjnych nominatów, których zarobki oburzały nawet zwolenników PiS. Kierunek i konieczność zmian najlepiej podsumowują słowa samego ministra: „Istota tego sporu zawiera się w dwóch nazwiskach: Paweł Adamowicz i Mikołaj Filiks. To spór o sprawy fundamentalne, o życie i śmierć. Bo to media publiczne – publiczne tylko z nazwy, bo całkowicie zawłaszczone przez ówczesną władzę – były współodpowiedzialne za ich tragedie. Potwierdzają to wyroki sądów powszechnych w sprawach wygranych przez osoby, którym TVP próbowało kneblować usta, (…). Kiedy koalicja 15 października po wygranych wyborach objęła władzę, było oczywiste, że tego nie można tolerować. Tego chcieli nasi wyborcy w sposób jednoznaczny i co - tu dużo mówić - dobitny. To oni chcieli mieć wolne od propagandy media publiczne i dlatego zagłosowali przeciw Prawu i Sprawiedliwości”. W tym miejscu warto zadać pytanie, czy można było pozwolić rozlewać się tej fali nienawiści w dalszym ciągu, akceptując ryzyko, że eskalacja pochłonie kolejne ofiary? Czy jednak położyć temu kres, przywracając normalność w debacie publicznej?
Krzysztof Gadowski
Komentarze