Podczas poniedziałkowej Konwencji Wyborczej PiS w Jastrzębiu-Zdroju, oficjalnie ogłosiłem start w wyborach na Prezydenta Jastrzębia-Zdroju.
Tak oto, Prawo i Sprawiedliwości nominowało kandydata na najważniejszy urząd w mieście, który nie jest członkiem partii. Nie wiem, czy taka sytuacja byłaby możliwa w innym ugrupowaniu politycznym, ale w PiS-ie, jak widać brak legitymacji partyjnej, nikomu specjalnie nie przeszkadza.
Nie po raz pierwszy startuję w wyborach samorządowych z listy PiS-u. Pięć lat temu, w ten sposób wybrany zostałem do Rady Miasta. Wtedy również nikt nie zwracał uwagi na moją bezpartyjność. Liczyły się efekty mojej pracy na rzecz lokalnej społeczności. Ważne było to, dlaczego mieszkańcy wybrali mnie na sołtysa Bzia i to trzy razy z rzędu. Z perspektywy minionego czasu muszę przyznać, że była to doskonała szkoła lokalnej demokracji. Wtedy też zrozumiałem, jak wiele wysiłku trzeba włożyć, by zdobyć zaufanie mieszkańców mojego sołectwa.
Chyba mi się udało tego dokonać, bo zostałem radnym. Z listy PiS, ale bez partyjnych zobowiązań. W trakcie pięciu lat kadencji wiele razy zdarzało mi się głosować inaczej niż radni PiS, zawsze jednak zgodnie z moimi poglądami. I choć nie wszystkim się to podobało, to zawsze szanowano moją niezależność.
Moją nominację poprzedziło wiele rozmów i spotkań w jastrzębskim Prawie i Sprawiedliwości. I tym razem znowu nikt nie pytał mnie o termin przystąpienia do partii, ale o wykształcenie i doświadczenie w pracy menadżera.
Kwalifikacje i umiejętności okazały się ważniejsze od partyjnej legitymacji i chyba na tym polega istota lokalnej demokracji.
Michał Urgoł - sołtys Bzia, radny miasta Jastrzębie-Zdrój
Komentarze