Jeden zero dla mercela
Jeden zero dla mercela


Jak jednak zastrzega Piotr Zamarski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Wodzisławiu, na razie jest tylko ustna deklaracja przystąpienia do robót. – Pewność zyskam z chwilą otrzymania zobowiązania na piśmie i dopiero wtedy będę miał podstawy do wstrzymania postępowania administracyjnego – podkreśla Piotr Zamarski. Sprawa, przypomnijmy, zaczęła się w zasadzie z chwilą powstania elektrociepłowni, czyli jesienią 1998 roku. Spółka od początku borykała się bowiem z kłopotami związanymi ze stanem chłodni i zgłaszała je właścicielowi obiektów, czyli najpierw byłej Rybnickiej Spółce Węglowej, a potem kompanii, ale nic z tego nie wynikało.Do sądu i nadzoruDlaczego? Ano dlatego, że kompania uznała, iż umowę dzierżawy zawarto nie dość, że wadliwie, to jeszcze ze szkodą dla właściciela. W sierpniu 2004 roku wystąpiła więc do Wojewódzkiego Sądu Gospodarczego w Gliwicach o jej unieważnienie. Sprawa chłodni odsunęła się na drugi plan, choć obie zagrażały bezpieczeństwu pracujących w pobliżu ludzi. Wtedy już jednak zajmował się nimi nadzór budowlany, który uznał, że za stan obiektów odpowiada właściciel, bo tak stanowi kodeks cywilny, a w umowie nie było zapisu, który nakładałby tu na dzierżawcę szczególne obowiązki, poza bieżącym utrzymywaniem urządzeń.Nadzór podejmował wiele działań, powiadomił nawet o wszystkim prokuraturę, która wszczęła postępowanie, ale nic się nie zmieniało. W końcu zniecierpliwiony inspektor nałożył na właściciela 50 tys. zł grzywny (po 25 tys. od chłodni), zapowiadając, że następnym krokiem będzie ściągnięcie pieniędzy na tzw. wykonanie zastępcze. Kompania broniła się, wystąpiła nawet do Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Katowicach o stwierdzenie rzeczywistego stanu obu obiektów. Ten jednak orzekł to samo, co służby pierwszej instancji, które w tej sytuacji ściągnęły karę za pośrednictwem urzędu skarbowego, i to wraz z odsetkami.Pismo, nie słowoKilkanaście dni temu Piotr Zamarski dostał od Elektrociepłowni Rybnik Kompanii Węglowej pismo z deklaracją przystąpienia do remontu, a w zeszłym tygodniu doszło do spotkania stron. Teraz inspektor czeka na pismo zawierające zakres prac, ich harmonogram itd., które ma wpłynąć do końca marca. – Tu bowiem wszystko musi odbyć się zgodnie z procedurą, która polega na tym, że kompania wykona wszystko, do czego się zobowiąże, ale my będziemy jej pilnowali – podkreśla Piotr Zamarski. Jednocześnie zastrzega, że jeśli uzna, iż zakres robót jest zbyt wąski lub właściciel dotrzyma zobowiązania tylko częściowo, zarządzi wspomniane wykonanie zastępcze.Tymczasem pochłonie to już nie 7,5 mln zł, jak mówiło się w zeszłym roku, ale ok. 10 mln zł. Zbigniew Madej, rzecznik kompanii, zapewnił jednak, że jego firma dotrzyma słowa. – Zapłaciliśmy karę, bo musieliśmy, więc nie ma tu czego komentować. Poza tym skoro inspektor wojewódzki podtrzymał opinię inspektora powiatowego, to chłodnie trzeba naprawić, bo sprawa ciągnie się za długo – stwierdził. Dodał, że w tej chwili trwa szacowanie szkód i kwot, jakie będą potrzebne na ich usunięcie. Zastrzegł jednakże, że przegrana w sądzie, a ściślej mówiąc oddalenie pozwu, wcale nie kończy tego wątku. Sąd gospodarczy po półtora roku procesu rozstrzygnął co prawda sprawę nie po myśli kompanii, ale nie zostawił jej na straconej pozycji.Wyeliminować pośrednika– Dowiedzieliśmy się bowiem, że powinniśmy złożyć dwa pozwy: jeden o unieważnienie umowy, drugi o zwrócenie majątku i tak też zrobimy. Czekamy tylko na uzasadnienie wyroku – zapowiedział rzecznik. Dodał też, że kompania podjęła już kroki mające na celu ograniczenie korzystania z usług pośrednika, jak określił Elektrociepłownię Marcel. Od października zeszłego roku kopalnia Marcel nie kupuje już od niej zatem sprężonego powietrza, ale produkuje je sama, a 1 marca tego roku podziękowała jej także za dostawy prądu. Kupuje energię od Południowego Koncernu Energetycznego, jak wszystkie zakłady kompanii, korzystając jedynie z urządzeń przesyłowych, które są w dzierżawie elektrociepłowni.– Na pierwszym zabiegu kopalnia zaoszczędzi 3 mln zł rocznie, a na drugim 185 tys. zł miesięcznie – podkreśla Zbigniew Madej. Prezesi elektrociepłowni od początku powtarzali, że rzecznik mija się z prawda, bo umowę zawarto zgodnie z prawem, ponadto spółka płaci ciężkie pieniądze za dzierżawę, przeznacza też niemałe kwoty na bieżące naprawy obiektów. – Elektrociepłownia pracuje w systemie sprzężonym z miejscową kopalnią i koksownią, a więc musi istnieć. Nasz prąd i sprężone powietrze są tańsze niż u innych producentów, ale kompania z jakichś powodów nie chce z nami współpracować. Bardzo się temu dziwimy, ale nadal uważamy, że tę sprawę można załatwić bez sądu – podsumował wiceprezes Paweł Proske.
Tekst i zdjęcie: ELŻBIETA PIERSIAKOWA

Komentarze

Dodaj komentarz