Twarza do Pana Boga
Twarza do Pana Boga


– To zwieńczenie Wielkiego Postu, a więc szczególny czas, gdyż Chrystus jest coraz bliżej spraw ostatecznych, czyli jerozolimskiej Golgoty. Żegna się zatem z przyjaciółmi, wiedząc, co go czeka. Przepowiednie o cierpiącym Słudze Jahwe znajdujemy już zresztą w proroctwach Izajasza, które pochodzą z ok. VIII wieku przed naszą erą, gdzie jest mowa o biczowaniu, koronowaniu cierniem i ukrzyżowaniu, a nawet o tym, że w jego przypadku, w przeciwieństwie do innych skazanych na śmierć przez ukrzyżowanie, nie będzie potrzeby łamania nóg, bo umrze przed nadejściem setników. Daje nam to wiele dowodów na to, że Stary Testament zapowiada właśnie tego Mesjasza. Powinniśmy zatem wykorzystać te dni na jak najlepsze przygotowanie się do jego śmierci, a potem zmartwychwstania.– Jak mamy do zrobić?– Kościół wymaga zachowania ścisłego postu w Środę Popielcową i Wielki Piątek, uczestniczenia we mszach i zastanowienia się, co należy poprawić w swoim życiu, a więc poświęcenia Jezusowi trochę czasu. Najtrudniejsze niekiedy bywa to ostatnie, bo ludzie nieraz stwierdzają, iż z powodu zagonienia nie zdołają pójść do kościoła czy odmówić pacierza. Jednocześnie, jak podają statystyki, potrafią patrzeć w telewizor po pięć godzin dziennie.– Czyli nasz Wielki Post to nic w porównaniu z tym, co przeżył Jezus podczas 40 dni na Pustyni Judzkiej. On przecież ani nie jadł, ani nie pił, zmagał się z wizjami swojej męki i musiał jeszcze odpędzać szatana.– To prawda, ale mnóstwo osób odmawia sobie w tym okresie wielu rzeczy, właśnie w imię wdzięczności dla Jezusa. Jeden deklaruje, że będzie palił po dwa papierosy dziennie albo wcale, choć jest namiętnym palaczem, inny postanawia nie wypić ani kieliszka alkoholu, a jeszcze inny nie tknąć mięsa czy kawy. Podczas świątecznego obiadu stwierdzają, że było warto także z prozaicznego powodu, bo ten kieliszek wódki czy kotlet smakują im podwójnie.– Znam ludzi, którzy w Wielkim Poście stają się abstynentami, ale potem nadrabiają to z nawiązką. Taka ofiara chyba nie jest miła Panu Bogu?– O to trzeba by zapytać Pana Boga, ale byłoby lepiej, żeby nie dochodziło do takiego nadrabiania. Zwłaszcza że Kościół nie wymaga wyrzeczeń, ale zachęca do dobrych uczynków, które mają szczególny wymiar w Wielkim Poście. Pierwsi chrześcijanie, o czym mówią przekazy pochodzące już z II wieku, w tym okresie jedli mniej niż zwykle, żeby móc wesprzeć biedaków. Takie działania, zwane wielkopostną jałmużną, podejmuje wiele wspólnot. Nasza parafia np. funduje obiady szkolnym dzieciom. W 1981 roku zaprzyjaźniona z nami parafia w niemieckim Duisburgu też oszczędzała, żeby móc pomagać Polakom. To jest ten społeczny wymiar Wielkiego Postu.– Ale Wielki Post to także porządki, szykowanie dobrego jedzenia i prezentów na święta. Wszystko powinno być, pytanie, w jakich proporcjach.– Zaczerpnijmy tu z mądrości św. Pawła, który powiada „wykorzystujcie chwilę obecną”, czyli radzi zadedykować Bogu to, co i tak musimy zrobić. Ojciec Maksymilian Kolbe mówi, że czasem najtrudniejsze bywa sumienne wypełnianie codziennych obowiązków. Jeśli zatem myjemy np. okno, powiedzmy Bogu, że robimy to również na jego chwałę. Ten przedwielkanocny okres to doskonała okazja do postanowienia sobie, że teraz nie będziemy już stali do Pana Boga plecami, ale odwrócimy się do niego twarzą, w kontekście miłości Boga i bliźniego, bo jedno z drugim musi iść w parze. Źle by przecież było, gdyby ktoś poszedł na mszę, zostawiając w domu głodne dziecko.– Miłość Boga i bliźniego, Wielkanoc, która, jak ksiądz mówi, kojarzy się głównie ze zmartwychwstaniem. Najpierw jednak jest śmierć, której bali się chyba wszyscy ojcowie Kościoła, a nawet Jezus. Jak my, zwykli ludzie, mamy poradzić sobie z tym lękiem?– To dobre pytanie, ale nie ma tu recepty, bo każdy rodzi się i umiera tylko raz. Dla nas, chrześcijan, nadzieję stanowi wiara, że śmierć to początek innej drogi, gdzie jest radość nieba, którą otworzył nam Chrystus. Amerykańska pisarka Elisabeth Kubler-Ross powiada, że dzieci od małego mają wiedzieć, że Bóg daje nam życie na jakiś czas. Żaden ksiądz nie zostanie proboszczem, póki nie sporządzi testamentu. W wielu klasztorach obchodzi się dzień przygotowania do dobrej śmierci i nie ma tam ani płaczu, ani żałoby. Zakonnicy po prostu rozważają, czy mają uporządkowane sprawy duchowe z Bogiem, a materialne z ludźmi. Każdy powinien oswajać się z myślą o tym, co ostateczne, bo prawdopodobieństwo odejścia w złym stylu będzie wtedy mniejsze, zwłaszcza że nie znamy dnia ani godziny. Jestem kapelanem w hospicjum i często mówię konającym: spotkamy się jutro albo za jakiś czas.– Może zatem należałoby zacząć mówić o śmierci nie tylko umierającym?– Bez wątpienia, bo nikt jej nie uniknie. W ołtarzu kaplicy św. Barbary, która znajduje się w szpitalu w Duisburgu, jest wyrzeźbiona larwa zrzucająca kokon i zmieniająca się w motyla. Gdy zapytałem, co to oznacza, usłyszałem, że to symbol zmartwychwstania, który wybrali lekarze, kapelan i pacjenci, bo wielu chorych już nie wyzdrowieje, ale ci ludzie potem staną się motylami. Sam kokon nawiązuje do całunu, w który przyjaciele Jezusa owinęli jego ciało po zdjęciu z krzyża, nie zdążywszy go obmyć i namaścić, bo zbliżało się święto Paschy. Dzięki temu zachowało się na nim odbicie twarzy Chrystusa, który, jak pouczają ewangelie, w wielkanocny poranek opuścił swój grób. Ten pusty grób to dla nas dowód, że życie triumfuje nad śmiercią. Bez tej wiary nasza ziemska droga nie miałaby sensu, a lęk przed śmiercią byłby jeszcze większy.
Rozmawiała: ELŻBIETA PIERSIAKOWA
Zdjęcie: Elżbieta Piersiakowa

Komentarze

Dodaj komentarz