Magistrat w lawkach
Magistrat w lawkach


To efekt decyzji prezydenta Waldemara Sochy, który w marcu 2003 roku wydał stosowne zarządzenie. Pomysł wyszedł od niego i sekretarza Andrzeja Schmidta. Jak wyjaśnia Tomasz Górecki, magistracki rzecznik, ten pęd do wiedzy wziął się z kilku powodów. – W Żorach nie brakuje bezrobotnych z wyższym wykształceniem, więc dlaczego w urzędzie, który powinien być wizytówką miasta, miałyby pracować osoby mające tylko maturę? Miałoby to zły odbiór społeczny – tłumaczy rzecznik. Impuls po części wziął się też z ustawy o samorządzie gminnym oraz certyfikatu jakości ISO, którym urząd szczyci się od 2001 roku, a jedną z zasad systemu zarządzania jakością jest podnoszenie jakości pracy, więc i kształcenie.Zmusić do nauki– Stanowi to dobry pretekst do zmuszania ludzi do nauki – dodaje rzecznik, wyjaśniając, że z obowiązku dokształcania zwolniono jedynie tych, którzy w 2003 roku skończyli 50 lat. Reszta nie ma wyboru, bo niepodporządkowanie się zaleceniu może zaskutkować zwolnieniem. Na razie nie było potrzeby wyciągania żadnych konsekwencji, gdyż pracowników podzielono na grupy, które mają zdobyć dyplomy wyższych uczelni w wyznaczonych terminach, a żaden jeszcze nie minął. Członkowie załogi podeszli do sprawy ze zrozumieniem. Niektórzy, jak panie dobiegające czterdziestki, które podjęły pracę tuż po maturze, podobno są nawet zadowoleni z takiego obrotu sprawy.– Teraz mają dorastające dzieci i nie zmobilizowałyby się do nauki, gdyby nie decyzja prezydenta. Dzięki niej będą miały i pewną pracę, i satysfakcję – uważa rzecznik. W ciągu trzech lat od wprowadzenia zarządzenia, 14 osób uzyskało tytuły licencjatów, a dwie magistrów. W zeszłym roku pięć podjęło studia licencjackie, a 13 magisterskie. Kolejne sześć i 13 jest odpowiednio na drugim i trzecim roku studiów magisterskich, cztery robią studia podyplomowe, a jedna doktoranckie. Jedną z komórek, gdzie uczą się prawie wszyscy, jest zespół gospodarczy. Zatrudnieni w nim Dorota Dzięgielewska i Tadeusz Michalski kończą czwarty semestr w Wyższej Szkole Administracji w Bielsku, a więc za rok będą licencjatami.Dogonić dzieciPani Dorota ma dwoje dzieci w wieku 17 i 18 lat. – One kazały mi się uczyć, a mąż mnie wspiera, choć sam nie ma studiów – śmieje się. – Moje dzieci jeszcze nie zabierają tu głosu, bo jedno ma sześć, a drugie 10 lat, a żona nie ma nic przeciwko nauce, choć jest po szkole średniej – dodaje pan Tadeusz. Przykład daje też ich szef Joachim Gembalczyk, który jest chodzącą historią urzędu, gdyż pracuje tu już 26 lat. Gdyby w początkach kariery ktoś powiedział mu, że w przyszłości będzie studentem, nigdy by nie uwierzył. Jest absolwentem technikum budowlanego w Rybniku, czyli budowlańcem z uprawnieniami, a gdy zaczynał pracę, taka osoba była kimś i zarabiała więcej niż magister inżynier.– Jak ten świat się zmienił – nie może nadziwić się pan Joachim. Obecnie jest na drugim semestrze magisterskich studiów w wodzisławskim ośrodku zamiejscowym Wyższej Szkoły Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi. – Żona oświadczyła, że wraca mi młodość, a syn i córka stwierdzili, że w dzisiejszych czasach dzieci kończą studia, a ojciec zaczyna – dodaje kierownik zespołu gospodarczego. Czy mieszkańcy będą mieli jakieś korzyści z tego dokształcania urzędników? Czy w ślad za wiedzą pójdzie lepsza obsługa petentów? Tomasz Górecki odpowiada, że trudno zmierzyć i przeliczyć efekty całego przedsięwzięcia.Wiedza procentujeWładze magistrackie wychodzą jednak z założenia, że na każdym stanowisku lepiej sprawdzi się ktoś z wyższym wykształceniem, bo na pewno bez kłopotu wytłumaczy, co, gdzie i jak załatwić. Cały proces jest też ważny dla samego urzędu, ponieważ gminom ciągle przybywa ustawowych obowiązków, gdyż przejmują zadania ośrodka pomocy społecznej, ZUS-u (teraz samorządy np. wypłacają zasiłki rodzinne) czy urzędu pracy. Obecnie zadań jest dużo więcej niż kiedyś, w związku z tym zwiększa się też załoga magistratu. Z tego powodu co jakiś czas trzeba tworzyć nowe stanowiska lub zmieniać zakres funkcjonowania dotychczasowych, a do tego trzeba mieć wykształconą kadrę, składającą się z ludzi o szerokich horyzontach.– W każdej chwili możemy bowiem przesuwać ich do innych zadań bez kierowania na kursy czy szkolenia, a więc kłopotów i przestojów – tłumaczy rzecznik. Taka dynamiczna sytuacja panuje np. w wydziale spraw społecznych, bo głównie na jego barki spadają obowiązki wynikające z przejmowania m.in. zadań ZUS-u czy MOPS-u, więc co jakiś czas ogłasza się nabór. Ostatnio poszukiwano młodszego referenta, a kandydatów było 20. Rekord padł w wydziale rozwoju i promocji, gdzie potrzebowano dwóch ludzi, a chętnych było 60. – Na każde stanowisko zgłasza się zresztą po ok. 20 kandydatów. Zwykle trzeba więc organizować konkursy – wyjaśnia Tomasz Górecki. Jego zdaniem powinno to zachęcać mieszkańców do nauki, bo szanse mają jedynie osoby z wykształceniem minimum licencjackim.
Tekst i zdjęcie: ELŻBIETA PIERSIAKOWA

Komentarze

Dodaj komentarz