Wyzwania macierzynstwa
Wyzwania macierzynstwa


W polskiej tradycji istnieje romantyczny ideał Matki Polki, która wysyła na wojnę męża i synów, sama stawiając dzielnie czoło wszystkim wyzwaniom. Ten stereotyp jednak odchodzi już do przeszłości, podobnie jak klasyczny model rodziny, w którym surowy i wymagający mężczyzna utrzymuje rodzinę, a pobłażliwa i czuła kobieta wychowuje dzieci oraz dba o dom. Kornelia Moćko, która przez 30 lat pracowała jako nauczycielka, jest mamą sześciu synów i córki. Najstarsza pociecha ma 37 lat, najmłodsza 14. Dwoje dzieci żyje już na własny rachunek. W rodzinnym domu pozostało pięcioro. – Pamiętam, co powtarzała mi moja mama: Neluś, wychowaj sobie jedno dziecko, a porządnie, po co ci więcej. A ja zawsze marzyłam o dużej rodzinie. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy byli np. w trójkę czy czwórkę – mówi pani Kornelia.Jedno za małoI dochowała się piątki własnych dzieci. Od siedmiu lat wraz z mężem jest również rodziną zastępczą dla dwóch chłopców. Dla pani Kornelii bycie matką to obowiązek, powinność i wyzwanie, choć rola matki u państwa Moćków nigdy nie sprowadzała się do bycia kucharką, sprzątaczką, gosposią. Nigdy nie było dwóch torów wychowywania dzieci, matczynego i ojcowskiego. – Zawsze miałam bardzo duże oparcie w mężu. Od samego początku, nawet jako młode małżeństwo, dzieliliśmy się obowiązkami. Nigdy nie było dla nas spraw tylko babskich i tylko męskich. Dzieci od zawsze widziały, że mama nie jest w domu służącą, ale że każdy ma coś do zrobienia – wyjaśnia pani Kornelia.Z dumą podkreśla, że jej wszyscy chłopcy codziennie sami piorą sobie skarpetki. – Jarek miał trzy latka, kiedy wyprał je pierwszy raz. Pochwaliłam go i tak się zaczęło. Teraz chłopcy sami myślą o swoich skarpetkach – opowiada Kornelia Moćko. Że tak jest, zaświadcza napis, który najmłodsi synowie umieścili na ścianie swojego pokoju: „Nasz dom to nie hotel, każdy ma w nim swoje prawa”. Pani Kornelia, choć najpierw miała piątkę, a potem siódemkę dzieci, nie zrezygnowała z pracy. Bo, jak twierdzi, wszystko zależy nie tylko od kobiety, ale również od tego, czy ma oparcie w mężu. Jeśli tak, może pogodzić z pracą wychowywanie dzieci i prowadzenie domu. Przyznaje, że nie było jej lekko, zwłaszcza że jest żoną wojskowego.Mąż w biegunce– Czasem tylko wpadał do domu, przebierał się i wyjeżdżał. Zdarzało się, że kiedy wyjeżdżał na poligon, to czasem zostawałam z dziećmi sama i przez pół roku. Było ciężko, szczególnie kiedy była już trójka dzieci – stwierdza. Z czasów, kiedy jeszcze mieszkali we Wrocławiu, Kornelia Moćko wspomina codzienne gonitwy. Najpierw z jednym dzieckiem do żłobka, potem z kolejnymi do przedszkola, a na koniec sama musiała zdążyć na godz. 8 do szkoły. Wychowując własne dzieci, porównywała się ze swoją mamą, osobą bardzo tradycyjną, wręcz staromodną. – Uważałam, że ja będę supernowoczesną mamą. Przy pierwszym dziecku robiłam wszystko według książek i czasopism. Potem nie było na to czasu – mówi ze śmiechem.Uważa, że wychowanie siódemki dzieci nie jest łatwe. Tym bardziej że każde z nich jest inne, każde inaczej reaguje na uwagi. – Najstarszy Jarek wysłucha, co się mu powie, i przeprosi. Tomek jest bardzo obrażalski, z kolei Karol zrobi wszystko, żeby się tylko na niego nie gniewać – wylicza pani Kornelia. Lubi być ze swoimi dziećmi. Wie, co lubi każde z nich, a więc że Jarek lubi oglądać telewizję, hobby Tomka to komputer i gry piłkarskie, Mariusz uwielbia buszować w internecie, Natalka pójść do koleżanki i poplotkować, Karol jest pasjonatem wojskowości, Henio nie może żyć bez piłki nożnej, a Piotrek uwielbia trzy rzeczy: jeść, oglądać telewizję i grać w piłkę.Nadrabianie czasuNa co dzień nie ma czasu na czułości. Żeby to nadrobić, zawsze znajdzie chwilę, żeby zorganizować całej rodzinie jakąś wyprawę lub przynajmniej pójść na wspólny obiad. Najfajniejsze w byciu mamą są dla niej chwile, kiedy wieczorem przychodzi syn czy córka, mówiąc, że ma jej coś do powiedzenia, że chcieliby się z czegoś zwierzyć. Według niej najtrudniejsze dla matki jest przeżywanie razem z dzieckiem jego porażki. – I to nie te szkolne, bo tych nigdy u nas nie było, ale te życiowe. One bolą najbardziej. Zresztą każdej mamie wydaje się, że każde zło może przydarzyć się wszystkim, ale nie jej dziecku – mówi. Z perspektywy minionych lat z całą stanowczością stwierdza, że w stu procentach spełniło się jej dziewczęce marzenie o rodzinie.– Wychowaliśmy z mężem wspaniałe, dobre, grzeczne i wrażliwe dzieci. I myślę, że mogę być z nich dumna. Jako matka nie usłyszałam o żadnym z nich złego słowa – stwierdza. Żałuje jedynie wyprowadzki z Wrocławia, a to głównie dlatego, że tam dzieci miałyby większe możliwości uczenia się. Od kilku lat jest już na emeryturze. W tym czasie dochowała się też czterech wnuków. Kiedy przychodzą święta, cała rodzina spotyka się w rodzinnym domu, a przy stole zasiada około 20 osób. – Specjalnie kupiłam taki duży stół, żeby wszystkich pomieścić i mieć ich przy sobie chociaż przez jeden lub dwa dni – mówi. Dzisiaj razem z mężem prowadzi własny sklep. – Ja po prostu nie umiem siedzieć bezczynnie. Muszę być między ludźmi, porozmawiać z nimi. Gdybym miała nic nie robić, to chyba bym się rozchorowała – stwierdza.
Tekst i zdjęcie: MAŁGORZATA SARAPKIEWICZ

Komentarze

Dodaj komentarz