Z bronia pop zloto
Z bronia pop zloto


Dochodziła godz. 12. Joanna Biskup, która prowadzi sklep razem z mężem, była w placówce sama, a robiła perełki na zapleczu, obserwując wnętrze przez uchylone drzwi. Akurat zrobiła sobie chwilę przerwy i zaczęła parzyć herbatę, gdy usłyszała trzaśnięcie drzwiami, a potem kopnięcie w drzwi wewnętrzne, prowadzące na zaplecze. – Szybko założyłam na nie haczyk – opowiada pani Joanna. Kiedy odwróciła się, zobaczyła jakąś głowę w kominiarce i wymierzony w siebie pistolet. To był jeden z napastników, który przechylił się przez ladę i odsłonił kotarę dzielącą sklep od zaplecza. – Ponieważ nie mógł sięgnąć dalej, zaczął rozbijać szybę w ladzie. Słyszałam, jak w tym czasie drugi rozbijał wiszące na ścianie gabloty – mówi współwłaścicielka.Pani Joanna przeżyła szok. Mimo to nie straciła zimnej krwi. Skalkulowała, że ponieważ bandyci są zajęci przy biżuterii, spróbuje wybiec i wezwać pomoc. Otworzyła drzwi zaplecza i szybko zaczęła uciekać. – Wtedy ten, który wyciągał precjoza z gablot, na moment się pogubił. Nie wiedział, czy ma łapać mnie, czy złoto. Schwycił mnie jedną rękę za ramię, ale wstąpiła we mnie jakaś nadludzka siła, wyrwałam mu się i wybiegłam na dwór. Pamiętam tylko, że zaczęłam krzyczeć „ratunku!” i coś jeszcze, ale już nie wiem, co – relacjonuje Joanna Biskup. Na ulicy było pełno ludzi, ale wszyscy tylko stali i patrzyli. Na pobliskim przystanku też stało wiele osób, ale, słysząc krzyki, odwróciły się jedynie i zaczęły oglądać całe to sensacyjne widowisko.Kolejni ludzie wysypali się z okolicznych sklepów, zwabieni hałasami, ale nikt nie zrobił nawet kroku w stronę biegnącej przerażonej kobiety. Zareagował tylko młody chłopak. – Zaczął biec w moim kierunku, zbierając porozrzucane wokół złoto, bo spłoszeni bandyci też wybiegli ze sklepu i rzucili się do ucieczki, gubiąc po drodze część skradzionych rzeczy – mówi Joanna Biskup. Mężczyźni zrzucili z głów kominiarki, i przysłaniając głowy kapturami, skierowali się w stronę osiedla byłego PGR-u, a stamtąd w stronę parku. Jednak w trakcie ucieczki wiatr zwiał im kaptury z głów i pani Joanna zdążyła zauważyć, że obaj byli młodzi, a jeden był ogolony na zero. – Słyszałam, że krzyczeli „k... co myśmy zrobili” – opowiada pani Joanna.Ekspedientka z sąsiedniego sklepu zadzwoniła na policję. Stróże prawa ruszyli w pościg, ale stracili ślad pod budynkiem Banku Śląskiego. Pewien mężczyzna, który akurat był na spacerze z psem, widział dwóch młodych ludzi, którzy dobiegli do stojącego tam samochodu, wsiedli do auta i odjechali z piskiem opon. Joanna Biskup wciąż jest w szoku po tym, co się jej przydarzyło. – Kiedy zobaczyłam te kominiarki i broń, naszły mnie różne czarne myśli – mówi. Jest pewna, że mężczyźni nie przyszli do sklepu w ciemno. – Mieli z sobą dużą torbę. Taką na zakupy, w kratkę, zapinaną na zamek. Dokładnie wiedzieli, co i gdzie jest wystawione. Od razu zaczęli rozbijać gabloty ze złotem – stwierdza. Właściciele sklepu szacują obecnie straty.Wiadomo, że bandyci zrabowali dwie palety złota: jedną z kolczykami, drugą z wkrętami do kolczyków, ich łupem padły też łańcuszki, medaliki, wisiorki. Straty na pewno będą duże – wylicza pani Joanna. Na szczęście w ciągu dnia wielu ludzi przynosiło całe garście łańcuszków, które znaleźli w trawie na trasie ucieczki sprawców. Policja Obecnie wciąż trwają poszukiwania bandytów.
Tekst i zdjęcie: MAŁGORZATA SARAPKIEWICZ

Komentarze

Dodaj komentarz