20020701
20020701


Ta tragedia wstrząsnęła miastem i pokazała, że jego mieszkańcy, pochodzący z różnych stron kraju, potrafią się solidaryzować. W ostatnią sobotę karnawału wszystkie dyskoteki świeciły pustkami. Jastrzębianie łączyli się w bólu z rodzinami i bliskimi tragicznie zmarłych górników. W mieście, gdzie większość mężczyzna pracuje w górnictwie, wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że taki wypadek mógł spotkać każdego. Przed bramą kopalni „Jas-Mos” od tygodnia palą się dziesiątki zniczy. W rozmowach dominuje tylko jeden temat: jak do tego doszło?Wypadek miał miejsce podczas robót prowadzonych przez doświadczonych górników w chodniku badawczym. W zagrożonej strefie znajdowało się 43 górników. W chodniku, w którym doszło do wybuchu przebywało 12 osób. Dziesiątka z nich nie żyje. Natychmiast po eksplozji 31 górników zostało wycofanych w bezpieczne miejsce. Chwilę później dotarł do nich poobijany Marian Stolarski. Siła wybuchu odrzuciła go na ścianę. Poobijany, ze złamanym obojczykiem leży na oddziale ortopedii Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 2.- Niewiele pamiętam. Siła uderzenia była tak duża, że nie bardzo wiedziałem w którą stronę lecę. Wszędzie było mnóstwo dymu. Wiem, że gdybym był 20 metrów dalej, podzieliłbym los nieżyjących kolegów - mówi M. Stolarski.Kilka minut później do reszty oddziału doczołgał się o własnych siłach poparzony 28-letni Dariusz Urbańczyk. Jego pierwszego wywieziono na powierzchnię. Został przewieziony do szpitala oparzeniowego w Siemianowicach. Jego stan jest ciężki.- Gdy tylko otrzymaliśmy sygnał o wybuchu do akcji przystąpili nasi ratownicy. O wypadku poinformowana została także Rejonowa Stacja Ratownictwa Górniczego w Wodzisławiu. Gdy zastęp ratowników dotarł do chodnika, w którym doszło do wypadku odnalazł 10 ciał górników. Nie mogliśmy im pomóc - mówi Andrzej Dziendziel, szef Stacji Ratownictwa Górniczego w „Jas-Mosie”.Informacja o wypadku lotem błyskawicy obeszła miasto. Przed bramą zaczęli gromadzić się ludzie. Sztab akcji ratowniczej, w którego składzie znaleźli się przedstawiciele Jastrzębskiej Spółki Węglowej SA, Okręgowego Urzędu Górniczego z Rybnika oraz kierownictwo kopalni, zadecydował by nazwiska ofiar wywiesić na bramie kopalni. Dla wielu górników był to szok.Rano w sztabie pojawił się prezydent miasta Janusz Ogiegło. Jego brat Krzysztof jest dyrektorem „Jas-Mosu”. O 9.00 rano prezydent ogłosił w mieście żałobę.Tymczasem przed kopalnią górnicy, którzy czekali na zjazd lub ci, którzy zakończyli pracę na nocnej zmianie dyskutowali o przyczynach tragedii. Nikt wówczas nie znał jeszcze jej szczegółów.- Nie mieli żadnych szans. Dupnęło z taka siłą, że trudno to sobie wyobrazić. Na początku nie było wiadomo co się dzieje. Ludzie zaczęli krzyczeć. Wystraszony biegłem w kierunku szybu. Nie było paniki, ale niemal wszystkim zimny pot pojawił się na ciele - lapidarnie relacjonuje Andrzej, 32-letni górnik, który znalazł się w zagrożonej strefie. Jest zdenerwowany. Wie, że na dole zostali jego koledzy. Pierwsze co zrobił po wyjeździe na powierzchnię to zadzwonił do żony. Z emocji nie wiedział co mówić. Z jednej strony cieszył się, że wyszedł z tego cały, z drugiej żal ściskał mu gardło.Na kopalnię przybywają kolejni eksperci. Po południu dojeżdża premier Leszek Miller. Zjeżdża na dół. Jego wizyta budzi wśród górników mieszane uczucia. Niektórzy odczytują ją jako niepotrzebny gest. Drudzy jako wyraz troski o losy rodzin ofiar. Miller obiecuje, że rząd przyzna rodzinom zmarłych górników specjalne renty.Po południu przedstawiciele Wyższego Urzędu Górniczego podają pierwsze prognozy dotyczące przyczyn tragedii. Ich zdaniem do wypadku doszło w wyniku zlekceważenia przez górników przepisów bezpieczeństwa. Prezes WUG Wojciech Bradecki mówi, że najprawdopodobniej doszło do wybuchu pyłu węglowego. Wyklucza natomiast możliwość eksplozji metanu.- Najłatwiej zrzucić winę na ludzi. Oni i tak nie mogą się bronić. Jeżeli rzeczywiście był to ich błąd, to zapłacili za niego najwyższą cenę. Jednak jeżeli zwiodła aparatura miernicza? Każdy kto choć trochę popracował w kopalni wie jak to wygląda. Zwłaszcza teraz. Załogi coraz mniejsze, plany trudniej zrealizować. Trzeba robić szybko, bo jak nie, to nie będzie premii. Nie wierzę, żeby strzałowy, który detonował ładunek nie zachował zasad bezpieczeństwa - mówi Paweł, górnik z 12-letnim stażem.- Ci ludzie nie byli żółtodziobami. Wiedzieli jak się wykonuje takie prace. Teraz wszystko trzeba robić szybko. Nie wiem jak niektórym ludziom tak łatwo przychodzi ferowanie wyroków. Przyczyny wypadku muszą być dokładnie zbadane. Tymczasem już teraz mówi się: „zawiedli ludzie”. Tak najprościej - nie kryje oburzenia Piotr, górnik z „Jas-Mosu”.- Przyczyny tragedii wyjaśni specjalnie do tego celu powołana komisja. Musimy uniknąć zbyt wczesnych osądów. 10 ludziom, którzy zginęli, nikt życia nie wróci. To dla nas ogromna strata. Liczę, że członkowie komisji dołożą wszelkich starań, by pieczołowicie wyjaśnić okoliczności wypadku - mówi Krzysztof Ogiegło, dyrektor kopalni. Czuje się moralnie odpowiedzialny za swoją załogę. Mimo, że od wypadku minął już tydzień, nadal nie może się otrząsnąć.Tragedia do jakiej doszło 700 metrów pod ziemią w kopalni „Jas-Mos” stała się zarzewiem dyskusji o bezpieczeństwie pracy górników. Przedstawiciele związków zawodowych mówią, że już wcześniej sygnalizowali coraz trudniejsze warunki w jakich przychodzi wykonywać prace pod ziemią.- Dzień przed wypadkiem odbyło się spotkanie poświęcone warunkom naszej pracy. Ostrzegałem, że jeżeli w dalszym ciągu wyniki ekonomiczne kopalni będą przysłaniać ludziom z dozoru, bezpieczeństwo górników może dojść do tragedii. Nie wiedziałem, że jestem złym prorokiem.- mówi Piotr Szereda, przewodniczący komisji zakładowej NSZZ „Solidarność’80” w „Jas-Mosie”.- Siedmiu zmarłych górników było członkami naszego związku. Nasza komisja podjęła decyzję o przyznaniu zapomogi dla ich rodzin w wysokości po 2 tys. zł. Myślę, że kiedy opadną już emocje siądziemy do stołu z kierownictwem kopalni, czy nawet spółki i porozmawiamy o tym, w jakich warunkach przychodzi dzisiaj pracować górnikom - mówi Andrzej Ciok, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w kopalni.- W górnictwie wracają lata 60. i 70. Teraz bardziej niż bezpieczeństwo ludzi liczy się wykonanie planu - to najczęściej pojawiająca się opinia.Jastrzębie okryło się żałobą. W kościele pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa w Zdroju odprawiona została msza w intencji ofiar wypadku. Przy ołtarzu w otoczeniu brył węgla celebrujący ją ks. Antoni Pudlik wyczytywał po kolei nazwiska tragicznie zmarłych górników. Kobiety zapaliły 10 symbolicznych świeczek.Pogrzeby ofiar odbędą się w tym tygodniu.

Komentarze

Dodaj komentarz