Na sygnale do gniazd
Na sygnale do gniazd


W pozostałych przypadkach można wynająć wyspecjalizowaną firmę. Pozbycie się owadów kosztuje w granicach od 100 do 200 zł – wyjaśnia st. bryg. Witold Maziarz, rzecznik prasowy komendanta głównego PSP w Warszawie.– Zwykle gniazda są na drewnianych tarasach, altanach, przy wejściach do klatek schodowych, na balkonach, pod dachami, czasami są ukryte między płytami budynku. W tygodniu wyjeżdżamy po kilkanaście razy – mówi st. kpt. Mirosław Juraszczyk, zastępca komendanta PSP w Jastrzębiu Zdroju. – Tylko 30 lipca odnotowaliśmy aż 9 tego typu interwencji. Jednak ludzie zaczynają przesadzać. Dzwonią po straż, nawet kiedy do mieszkania wleci jedna czy dwie pszczoły – mówi Juraszczyk.Od 17 lipca do 2 sierpnia jastrzębscy strażacy 78 razy wyjeżdżali do usuwania gniazd os i szerszeni. Jak informuje Wojciech Kruczek z PSP Jastrzębie Zdrój, usuniętych zostało około 100 gniazd owadów.Chociaż strażacy nie odmawiają wyjazdów do takich wezwań, to proszą mieszkańców o rozwagę. Niemniej odradzają, aby ludzie sami usuwali gniazda, bo właśnie wtedy rozdrażnione owady atakują. Strażacy są na taki atak przygotowani. Używają specjalistycznego sprzętu oraz ubrań ochronnych. – Po zdjęciu gniazda z reguły wywozimy je do lasu – wyjaśnia asp. sztab. Arkadiusz Pawlik z rybnickiej PSP. Jak poinformował st. kpt. Bogusław Łabędzki, rzecznik PSP w Rybniku, średnio dziennie strażacy wyjeżdżają na interwencje 10 razy. – Od początku lipca było już 200 wyjazdów, podczas których ściągnięto około 200 gniazd. Ponieważ wezwania bardzo się nasiliły, dlatego wyjeżdżamy tylko do obiektów mieszkalnych. W przypadku garaży czy altanek powiadamiamy sanepid, który na miejsce wysyła specjalistyczną firmę.Od końca maja 76 razy do alarmów związanych z owadami wyjeżdżali strażacy z Raciborza. W około 10 przypadkach interwencje dotyczyły rojów pszczół, w pozostałych os i szerszeni.W porównaniu z ubiegłym rokiem bardzo wzrosła liczba wyjazdów wodzisławskich strażaków. – O ile w ubiegłym roku było 80 takich zdarzeń, to tylko do 2 sierpnia tego roku wyjeżdżaliśmy już 233 razy – mówi asp. sztab. Marek Miszura, zastępca komendanta powiatowego PSP w Wodzisławiu Śląskim. Miszura przyznaje, że w większości przypadków interwencje dotyczą dosyć dużej liczby kokonów, jednak czasami zdarzają się nieuzasadnione przypadki wezwania strażaków.Na brak pracy nie narzekają również strażacy w Żorach. Do końca lipca wyjeżdżali 53 razy. Brygadier Zbigniew Ciepielowski, komendant PSP Żory, przyznaje, że wezwania nasiliły się po informacjach mediów o śmierci aktorki Ewy Sałackiej. – Dziennie jest to kilka, czasem nawet kilkanaście zgłoszeń. Często są to jednak fałszywe alarmy, wyolbrzymiane przez ludzi. Wóz bojowy i sześciu strażaków wyjeżdża, a na miejscu okazuje się, że po mieszkaniu fruwa jedna pszczoła i wystarczyło odsłonić firankę, żeby sobie odleciała. Przez telefon trudno jednak jest ocenić sytuację i stan zagrożenia życia, więc jeździmy do wszystkich wezwań – mówi Ciepielowski. Dodaje, że od niedawna żorska jednostka została wyposażona w specjalne stroje do zwalczania żądłówek. – Nie musimy już interweniować w ciężkich, gazoszczelnych kombinezonach. Mamy stosowne ubrania, siatki oraz maski z filtrami przeciwpyłowymi chroniącymi strażaków przed nałykaniem się rozpylanych substancji paraliżujących – wyjaśnia komendant.Tekst: (MS)

Komentarze

Dodaj komentarz