Listonosz z Odyseusza


W przyszłym roku jego córka będzie zdawała maturę, ale już skończyła 18 lat, więc ojciec poparł pomysł dorabiania w wakacje. Oboje poszli do młodzieżowego biura pracy przy pośredniaku i zapytali o zajęcie na lato. Wkrótce oddzwoniono do nich z informacją, że jest taka możliwość w urzędzie pocztowym i podano namiary na biuro podróży Odyseusz w Sosnowcu, które pośredniczy w zabezpieczaniu listonoszy na sezon urlopowy. Umówionego dnia dziewczyna stawiła się w głównym urzędzie (przy ul. Wodzisławskiej), gdzie naczelnik oddał ją pod pieczę pewnej doręczycielki, żeby popracowała z nią przez jeden dzień. Stwierdził też, że jeżeli zajęcie przypadnie jej do gustu, już nazajutrz dostanie umowę do końca sierpnia z możliwością przedłużenia. Nastolatka sądziła, że będzie asystowała doręczycielce, ale, jak twierdzi, sama musiała roznosić po domach przesyłki i pieniądze.Ciężka próba– Ta pani często była wtedy po drugiej stronie ulicy albo w innym bloku – opowiada dziewczyna. Po pierwszym dniu tej praktyki, która trwała sześć godzin, naczelnik zapytał, czy jest zainteresowana. Odparła, że nie, a potem opowiedziała wszystko ojcu, który, jak mówi, wręcz oniemiał. – Wychodzi przecież na to, że ten pierwszy dzień wcale nie jest próbny, bo ci ludzie pracują, tyle że bez umowy i ubezpieczenia, w dodatku nie należy się im żadne wynagrodzenie. A co by było, gdyby ktoś na nich napadł? – pyta nasz Czytelnik. Uznał, że nie może przejść nad tym do porządku dziennego, zadzwonił więc do biura pracy. – Bardzo się zdziwili, gdy usłyszeli, o co chodzi. Oznajmili, że pierwszy raz mieli ofertę z Odyseusza, dotąd nie było żadnych skarg i że zbadają sprawę – opowiada żorzanin.Zdenerwowany, skontaktował się z Odyseuszem. Rozmawiał z jakąś panią, której nazwiska nie pamięta. Z początku upierała się, że pierwszy, próbny, dzień jest niepłatny. W końcu nagle o dziwo okazało się, że można zapłacić. Za te sześć godzin córka miała dostać nieco ponad 20 zł. Nasz Czytelnik przełknął już wysokość stawki, bo jest ona śmieszna. Odczekał kilka dni, a ponieważ przekazu nie było, zadzwonił do szefa firmy. Doszło do ostrej wymiany zdań, w końcu szef oznajmił mu, że pieniądze być może będą po 20 sierpnia. – Oświadczyłem wtedy, że nie wykluczam powiadomienia mediów i Państwowej Inspekcji Pracy. Szef firmy powiedział mi wtedy, żebym go nie straszył, i rzucił słuchawką – opowiada nasz Czytelnik. Wkrótce po tej rozmowie zadzwonił do „Nowin”, bo uważa, że tak nie może być.Wysokie ryzykoSkontaktowaliśmy się z Kamilą Rudnik z działu informacji i komunikacji społecznej Dyrekcji Generalnej Poczty Polskiej w Warszawie, która stwierdziła, że nie mogło dojść do takiej sytuacji, jaką opisał nasz Czytelnik. – Nie możemy sobie pozwolić na podobne praktyki, gdyż byłoby to zbyt ryzykowne. Prześledziłam dokładnie sprawę, rozmawiałam z naczelnikiem, jak też Odyseuszem i wiem, że z naszej strony wszystko było w porządku – wyjaśniła. Dodała, że firma zabezpiecza sezonowych listonoszy od jakiegoś czasu, a system funkcjonuje dobrze. Podkreśliła też, że nie każdy etatowy listonosz może pracować w terenie. Ci wybrani przechodzą najpierw szkolenia, by wiedzieć, jak postępować np. w razie napaści. – Wysłanie kandydata w teren samopas z przesyłkami bez umowy, ubezpieczenia, przeszkolenia i wiedzy o zawodzie jest nie do pomyślenia – podkreśla Kamila Rudnik.Absurdalne oskarżenieTo samo mówią w Odyseuszu. Dowiedzieliśmy się także, że firma szuka chętnych tylko wśród pełnoletnich, np. uczniów, którzy mają wakacje, bądź bezrobotnych. Kandydat towarzyszy etatowemu doręczycielowi przez dzień, dwa lub nawet trzy, obserwując jego pracę. Dopiero jeśli stwierdzi, że robota mu odpowiada, podpisuje umowę. Odyseusz wysyła go na badania lekarskie i częściowe szkolenie, a potem kieruje na pocztę. Jak mówi Katarzyna Ślusarczyk z Odyseusza, dzień próby to dobre rozwiązanie, ponieważ kandydaci zwykle inaczej wyobrażają sobie obowiązki listonosza i zarobki, więc wielu rezygnuje. Mimo to tego roku w województwie śląskim firma zatrudniła ok. 400 sezonowych doręczycieli, w rejonie rybnickim ok. 70 i nie miała żadnej interwencji, poza tą jedną z Żor.– Dlatego dokładnie wiem, o kogo chodzi – dodała Katarzyna Ślusarczyk. Jak wyjaśniła, oskarżenie jest absurdalne, bo jeśli dana osoba nie ma umowy, to nie może odpowiadać za np. kradzież pieniędzy. Gdyby firma stosowała takie praktyki, działałaby na swoją szkodę. Gdy jednak zapytaliśmy, czy Odyseusz rozmawiał z doręczycielką, która miała wprowadzić dziewczynę w tajniki zawodu, Katarzyna Ślusarczyk odparła, że nie. – Rozmawialiśmy jednak z panią naczelnik, a to przecież jej przełożona – dodała. Pytanie, czemu Odyseusz postanowił zrobić wyjątek i chciał zapłacić młodej żorzance za dzień próbny. Usłyszeliśmy, że chodziło nie o to, że coś było nie w porządku, ale dla świętego spokoju, bo ten pan awanturował się, i to nawet w urzędzie pracy.Bo się awanturuje– Skoro jednak nadal robi awanturę, to nie dostanie ani grosza – zapowiedziała Katarzyna Ślusarczyk. Nasz Czytelnik odpowiada, że nie obchodzi go, czy za to wszystko odpowiada poczta, czy Odyseusz, ale skończy z takimi praktykami. – Wybiorę się na pocztę w najbliższy roboczy dzień, kiedy będzie tam dużo ludzi, poproszę naczelnika do holu i powiem mu głośno, co się tu dzieje. Niech mieszkańcy wiedzą, kto roznosi im przesyłki – zapowiada ojciec nastolatki.ELŻBIETA PIERSIAKOWATOMASZ RAUDNER

Komentarze

Dodaj komentarz